25 marzec, c.d.

nieco później, o zachodzie słońca Hazel przyszła nad wodę. Piękna kobieta, serdeczna i taka pomocna - dla mnie Św. Helena będzie cudnym wspomnieniem w ogromnej części dzięki niej. no więc przyszła nad wodę... obserwowałam ją spod drzew. w ślicznej sukience patrzyła na wodę, wyczekuje swojego przyjaciela, który miał już przypłynąć i nie ma o nim żadnych wieści... wiem jak to jest, czekać na kogoś aż wróci z morza... jest w tym coś tak niezrównanie romantycznego...
 
późno w nocy. kotwicowisko przy Świętej Helenie.
komary to mnie chyba zjadły dziś wieczorem, ergo nie ma mnie ?! :)
a na poważnie, to zaczyna mi się tu podobać. w nocy te schody są oświetlone jak nartostrada; i te wysokie skaly dookoła i czysta woda, w której ogromne mahi mahi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Koryfena) na wyciągnięcie dłoni, i nawet rekin wielorybi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Rekin_wielorybi) ponoć czasem przypływa!

Jak tak mnie „jadły” te komary to siedziałam w kafejce takiej gdzie zachodzą często żeglarze i kogo spotykam Zac'a! (http://www.zacsunderland.com/).
Okazało się, że etapy żeglugi Zac'a często pokrywały się z podrożą jachtu "Ania". Jakiż ten świat mały! Żegnał obie jego załogantki jak wypływały z Durbanu. Zac czeka na części zanim ruszy dalej, ugrzązł tu już „kawał” czasu, bo to tak jak z moim jogurtem: części mogą być jak przypłynie statek, a statek przypłynie...
 
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>