13 - 04 - 2009

10.04.09. pozycja  05 36 S, 028 34 W
wcześniejsza noc to 10 ptaków na jachcie, jeden siedział mi na ręce i dał się głaskać. wielkie "halo" wokół księżyca i paskudnie zachodzące na czerwono słońce... no i ze szkwałem autopilot znowu się rozwalił... a wczorajszy dzień to "tylko" kilka ptaków na jachcie, pełno tuńczyka wyskakującego z wody (i to godzinami) no i ulewy!!!, szkwały, nie mogłam nawet wyschnąć, nie nadążałam naprawiać samosteru... "Gnioty" - jak nazwałam swoje szkwały były albo z silnym deszczem i wiatrem, albo w ogóle bez wiatru, albo jeszcze z wiatrem z zupełnie niespodziewanego kierunku... szkoda gadać,musiałam cały czas sterować... no już tak ciężkie ulewy i to cały dzień... około północy dopiero wiatr "siadł" zupełnie - no, to samoster bez wiatru już w ogóle nie posteruje sobie więc nadal musiałam sterować ja samiuteńka, potem ledwo ledwo powiało i mogłam się położyć. byłam tak zmęczona, że nie miałam siły napić się już wody nawet... kiedy zasnęłam wiatr odkrecił i popłynęłam nieco w drugą stronę (nie dużo, ale jednak... a tak walczyłam o każdą milę).byłam tak zmęczona, że nie czułam zmiany zachowania jachtu... moje marzenie, że dopłynę tam w swoje urodziny nieco się oddaliło wraz z zafajdanymi "gniotami"...
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>