01 - 09 - 2008
12.49 S; 110.12 E 1500  czasu darwińskiego, niedziela 31/08/08.  

Wyrwałam kolejną kartkę z kalendarza -  napisali, że celu w życiu sie nie szuka, trzeba go sobie postawić

U mnie panuje niedziela, która nastąpi u Was dopiero dnia kolejnego, opowiadam więc to, co "wydarza" się u mnie w Wasze jutro (a czytaliście może książkę Umberto Eco „Wyspa dnia poprzedniego” – kto czytał ten wie, co mam na myśli). No, więc wieje zupełnie w porządku, prawie mogę trzymać kurs (270 stopni) na Wyspy Kokosowe; prędkość jachtu to około 5-6 węzłów; mam założony pierwszy ref na grocie i niosę pełną genuę; jest nierówna fala - wysoka, przyniesiona z Oceanu Południowego. Mam chmury po lewej burcie, takie co to niepokoją i słońce, które wstaje coraz później, bo zachodzi coraz później. W nocy pierwszy raz od Darwin nie widziałam ani jednego statku i ani jednego kutra - nadal trzeba być czujnym, ale cieszę się, bo mam mieszane uczucia, gdy podpływają do mnie stada delfinów kiedy także kutry trzymają się blisko...
Od rana jestem na "mniejszej" mapie - znaczy się do wysp mam 780 mil...
idę poprawić nieco żagle, rozejrzeć się dookoła...

Postanowiłam też nieco poćwiczyć, pamiętając, że za każdym razem schodząc na ląd mam nogi jak z waty, gdy właśnie (na całe szczęście zanim zaczęłam robić z siebie wariatkę) weszła mi w rękę ulotka na temat kolejnego lądu, na którym tymi nogami miałabym powłóczyć i wyczytałam, że ma on jedynie 14,2 km kwadratowych. Bosko, tyle to nawet na czworaka damy radę.

<< poprzedni post wróć do listy następny post >>