Sobota, Vanuatu local time: 0925, S 15 57; E 163 07 , pogoda bez zmian.
Zgadnijcie co jadłam wczoraj na kolację. Nie zgadniecie. Zupę ogórkową! Różne takie cudeńka dostałam w paczce od mamy, a na deser zagryzłam toruńskim pierniczkiem (dziękuję Ci Magdo za przesyłke do Vanuatu). I tak oto słodko czekało mi się na ciemną noc bez księżyca. No niby księżyc był, a go nie bylo, takie chmurzyska. Co raz trzeba było regulować żagle, bo to albo dmuchło nieźle albo na raz siadało prawie do zera. Się człowiek utrudził a pożytku pewnie żadnego. Jutro się okaże na mapie. Czarne niebo miałam i jeszcze czarniejsze chmury, czasem tylko z deszczem czasem nieco wiatru.. jakieś dziwne takie. A może się odzwyczaiłam? Było nie było dopiero 3-ci dzień na morzu jestem. Morzu koralowym.
W każdym razie w nocy spałam może z trzy godziny, bo to trochę schodzi zanim człowiek po przebudzeniu rozejrzy się dookoła i przypomni sobie że jest na jachcie. Nie zawsze bezpiecznie jest po prostu lecieć na zewnątrz bez oprzytomnienia najpierw. Byłam. Zrobiłam. Teraz skoro pływam sobie sama naprawdę nie ma miesjca na błędy. Zanim wyjdę staram się sobie uzmysłowić co jest grane. Pomaga kostka czekolady albo woda. Wczoraj na przykład w takiej szybkiej pobudce pomogła fala, co to zarzucila mnie na szafkę. Uderzyłam się gdzieś pod łopatką. Przez jakiś czas ręka ruszać nie mogłam, uśmiechając sie pod nosem, że teraz to taka prawdziwa "single hander " ze mnie. Ale już w porządku. Po kolejnej porcji ogórkowej na śniadanko myślę, że tak monotonną dietę to mogę mieć do końca rejsu.
Wiatr wieje. To nic, że nie z tego kierunku, co bym chciała, bo to nic, że płynę powoli, ale żegluję przynajmniej w dobrym kursem.
"Samotność na morzu wyolbrzymia myśli i fakty, których się bylo świadkiem i które zdają się stanowić centrum świata; tak jak statek, na którym się płynie, jest zawsze centralnym punktem horyzontu...." J. Conrad