Jakis tydzien temu, przed snem, przyszedł mi na myśl Jaś, nasz przyjaciel Jean-Jacques Kowalczyk, o którym wielokrotnie pisałam, a który żegluje dookoła świata na s/y „Winger”. Ponieważ było to bardzo silne doznanie postanowiłam natychmiast do niego napisać i dowiedzieć się co u niego słychać?
Rano dostaję od niego odpowiedź i już wiem, że znów płynie dalej. Przez kilka miesięcy pracował na Nowej Kaledonii, dzięki tym oszczędnościom mógł ruszyć w dalszą drogę. W chwili kiedy do mnie pisał miał jeszcze przed sobą około 6,5 tys. mil morskich i tylko około 70 dni na ich przepłynięcie. Pospiech nigdy nie jest dobrym doradcą, ale kiedy przeczytałam, że przed przejściem Cieśniny Torresa zepsuł mu się GPS, bardzo się zmartwiłam. Brak niezbędnej elektroniki na tym odcinku żeglugi bardzo zwiększa ryzyko przy samotnej żegludze. Pamiętna swojego przejścia przez tę niebezpieczną cieśninę, nie mogę wprost uwierzyć, że podjął się tego bez asysty odpowiedniego sprzętu do nawigacji. Na szczęście to już za nim.
Martwię się o niego, czuję się troszkę jak jego starsza siostra, muszę się też nieco powymądrzać – wiadomo, ale z drugiej strony zazdroszczę mu tego, co jeszcze przed nim! Kurs na Bali!
Jasiu, życzę Ci tylko szczęśliwych powrotów z morza.
Więcej na temat przygód Jean – Jacques’a Kowalczyka na jego stronie:
http://www.facebook.com/profile.php?id=1525163724#!/profile.php?id=1525163724