17 listopad
na pełnych żaglach i z pełnym silnikiem mogę iść... nigdzie. mam prąd przeciwny, a robiąc zwrot przez dziób (bo wiatr oczywiście jest w mordę:) jedynie oddalam się od celu. walczyłam, bo miałam obiecaną zmianę kierunku wiatru w prognozie... ale w końcu że paliwka mało to stanęłam w dryfie. i tak sobie dryfuję w stronę Madagaskaru... jak to ładnie brzmi:)
acha, no przecież, zapomniałam o wydarzeniu dnia. co tam sztorm :)
jak tak sobie walczyłam po nieprzespanej nocce o mały włos nie walnął we mnie dryfujący kuter rybacki!!!!!!!!!!!!! dobrze słyszycie... a tak. dryfowało to sobie i o mały włos mnie nie rozwaliło. nadal jestem w szoku bo jedynie dzięki temu, że wyszłam się rozejrzeć i dałam pełną na przód udało nam się uniknąć kolizji. nogi mi się trzęsły ze strachu i zdaje się modliłam się, żeby silnik nie zawiódł... co to w ogóle za idiotyczna sytuacja. no jakiego pecha trzeba mieć, żeby akurat nadziać się na coś takiego, tyle wody dookoła, no i z drugiej strony - ależ mialam fuksa, co?!! no co tu sie wyprawia Szanowni Państwo...
(pobliski statek złożyl raport do stacji brzegowej)