czwartek,
rano obudziłam się i nie widzę. nie widzę wiatru!!!
Nieco później
o! wiatr się znalazł, „idę” więc dziś późnym wieczorem (oby tylko przed północą :) jutro piątek!
cały dzień latałam jak z pieprzem (dziwne powiedzenie, ciekawe skąd się wzięło? pewnikiem od jakiś czarownic). nawet w radio audycję miałam - dzięki Zac!
na koniec Hazel zabrała mnie na przejażdżkę po wyspie - śliczna jest, tyle historii i zielono po drugiej stronie... na podróż dostałam owoce, których na wyspie przecież NIE MA :) Hazel ma w zamrażarkach swojego hotelu zapasy, których w sklepie nie uraczysz, gruszki, winogrona, zabrakło jedynie w sklepie chleba i zdecydowałam się go po prostu nie mieć. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, czy nie? Płynę dziś, przede mną 3800 mil i przejście równika. zobaczymy jak będzie.