1700 zulu, pos. 04 23S, 103 03W
28.08.2009
będąc jeszcze na Galapagos dostałam e-maila z morza od znajomych, że wiatr mają stały 16-24 węzły i w ogóle "miód malina". a ja się pytam gdzie to tak ładnie wieje? - bo „u siebie” to ja się czuję jak pod taką srebrną pokrywką… jakby taka czapa z chmur mnie i „Tanaszkę” przytulała i nie chciała mnie wcale do tego obiecanego "miód malina" żeglowania dopuścić. nie narzekam, o nie, choć jest trochę leniwie silniczka nie włączam, bo jest pięknie i cichutko....(p.s. wiem, że trzeba zważać na to, o co się prosi, ale tak kilka węzełków więcej wiatru by się przydało).
wzdłuż burt „Tanaszki” dwie olbrzymie (!!!!!) mahi-mahi wędrowały długo, one się tak fajnie mienią kolorami w słońcu, porzucałam im chlebka i nawet zjadły, na zdrówko! i weź je tu złap i zamorduj. Absolutnie nie! to tak jak z karpiem na wigilię - najpierw bawisz się z nim gdy mieszka w wannie, nadajesz mu imię, a potem łuuuup mu przez głowę. nie mam mowy.
później poczułam się już jak w oceanarium, bo dołączyło do mych „tęczowych” pupili stado mniejszych rybek ciągle wyskakujących z wody... choć ich rozmiar był słuszny, znaczy się taki w sam raz na moją patelnię, to jakoś nie chciały się na niej same usmażyć. zrobiłam więc sobie posiłek godny twardziela żeglarza: kaszę mannę! mniamm
p.s. zupełnie „niezależnie” od pisania mojego bloga pracuję nad innymi materiałami, tworzę, piszę, myślę… może kiedyś przeczytacie...