Ojej, jakże dziękuję za wszystkie sms’y i telefony! Dodają mi uśmiechu gdy jest pięknie i otuchy, gdy jest pięknie i ciężko zarazem. I to nie tak Kochani, że jestem odważna, mam jedynie świadomość, że jest coś ważniejszego niż strach. To wszystko.
Piszę do Was z Równika!!!!! Wyobrażacie to sobie?? Ech, ileż ja lat czekałam, żeby móc do Was napisać z tego właśnie miejsca na świecie. Za rufć ‘Tanaszy’ 1300 mil morskich a przede mną 2200 do pierwszego przystanku na Nowych Hebrydach.
Dla każdego żeglarza pierwsze przejście tej przysłowiowej linii dzielącej kulę ziemską na północną i południową jest specjalne. Dla mnie każde ko-lej-ne takie właśnie jest, a może samodzielne liczy się od nowa? Powód do radochy w każdym razie jest, bo dodatkowo tak się złożyło, że dziś także mijają dokładnie dwa tygodnie jak jestem na wodzie. Świętować zaczęłam od porannego prysznica. Wiozę spory zapas pitnej wody, ale nigdy tak do końca nie wiadomo jak długo będzie się w podróży, dlatego dobrze jest zapasy wody (jak sama nazwa mówi) mieć w zapasie. Do kąpieli normalnie służy słona woda, przydaje się też wiadro - co szczęśliwszy żeglarz posiada czarny worek z rurką. Taki worek zawiesza się, słońce przyciągane czarnym kolorem grzeje wodę i już szczęśliwiec ma nie tylko słoną, ale i ciepłą kąpiel. Zdarza się, że jakiś szkwał przytarga nam deszczową chmurę i wówczas cała sytuacja wygląda tak:
widzimy strumień wody wydostający się spod chmury na horyzoncie. Często nawet zmieniamy nieco kurs, aby pod nią zdąrzyć. By nie tracić czasu namydlamy się i czekamy. Czekamy. Czekamy. Zwykle chmurka nas nie sięga. Stoimy więc sobie namydleni, i z pianą lejącą się nam do oczu i pytamy samych siebie, który to już raz?! Tak właśnie dzisiaj było ze mną. Pomyślicie: ot, wiadro słonej wody i po sprawie. Ale nie jest tak łatwo. Słona woda rozpuszcza jedynie płyn do mycia naczyń, a ja przecież liczyłam na słodki prysznic i użyłam mydełka...