26 listopad - Naprawdę nie wiem co napisać. 448 mil jeszcze.
27 listopad - mój żołądek coś przestał przyjmować pożywienie, słaba jestem strasznie, co za „niefart”. znowu jest coś nie tak z silnikiem, ale to jakaś nowa rzecz, więc nie wiem czy uda mi się naprawić. słońce potrzebne mi jest jak zbawienie, żeby móc ładować baterie. zwolniłam znacznie, żeby nie być już w niedzielę, a w umówiony wtorek pod wieczór.
28 listopad – naprawiłam! sama nie wiem jak J. Dziś, w zasięgu mojego radia był jacht wzywający pomocy, ale gdzieś po drugiej stronie dużej wyspy, znaczy się daleko i nie mogłam nic pomoc. A jeszcze straż przybrzeżna ogłaszała by wypatrywać jakiegoś obiektu, który sobie dryfuje na północ ode mnie. w nocy? no ciekawe jak miałabym go wypatrzeć? mam wrażenie, że te szkwały to się do mnie po prostu przyzwyczaiły, ja w sumie do nich już też:)
29 - jeju, co za noc, nie zmrużyłam oka, szkwały, deszcz, cisza, „zmiksowana” woda, szkwały... okropieństwo. chciałam doładować baterie i zabrakło paliwa, moja wina, przeniosłam więc kanistry, przelałam paliwko, trzeba było odpowietrzyć silnik, a to nie tak hop - siup, bo śrubka się „zastała” i potem nieco wyrobiła. w między czasie pozbyłam się biegów, i znowu miałam robotę. czy ten silnik nie może po prostu działać jeszcze przez te dwa ostatnie dni rejsu???
noooo, chodzi teraz! posadkę u jakiegoś mechanika miałabym prawie zasłużoną. Prawie, bo teraz alternator przestał ładować! nie mam już sił. na nic chyba, wiec pozostało mi tylko zacząć się z tego śmiać. a szkwały nie odpuszczają mi nawet na krok. pojawiają się statki. przechodzę ponad dużą wyspą Hawaii i nad Maui.
Archiwum:
Napisz do Nataszy: