06 - 09 - 2008
piątek 5/09/08
12 00 darwin time, 170 mil to go, 12 11S; 099 48E

W nocy widziałam spadającą gwiazdę. Pomyślałam marzenie, kto z Was nie myśli wtedy jakiegoś? Swojego nie powiem - ciekawe czy ktoś się domyśli...
Swoją drogą, czy Wasze tak ostatnio wypowiedziane/pomyślane się spełniło? Pamiętacie je w ogóle? Czy spadające gwiazdy spełniają marzenia?
Nie byłoby to wówczas zbyt proste? Człowiek by jedynie usiadł pod sierpniowym niebem w Ustce i wyliczał co chce od życia... ale to chyba tak nie działa, prawda? Dlaczego, więc w myślach mowimy marzenie gdy zaspana/nieuważna gwiazda spada z nieba? bo marzenia są i ich potrzebujemy? hm. Od nich tak wiele się zaczyna...
Jestem ponad dwa tygodnie na morzu i założę się, że nikt nie przypuszcza, że nie mając lodówki na kolację będę miała wołowego steka. A tak, nie mam lodówki, i nie, nie ubilam cielaka po drodze... natomiast poznałam Berniego. Nie, nie padło mi na głowę. poznałam Berniego jeszcze w Darwin. Berni podszedł do mnie dnia pewnego kiedy siedziałam z kawą nad komputerem, ma swój jacht i podąża w stronę Tasmanii (szukał załogi, jakby ktoś był chętny). W każdym razie Berni, słysząc, że pracuję nad tym by uzbierać brakujące pieniążki by Karolinka do mnie przyleciała na mój kolejny przystanek usiadł, słuchał, wyciągnął z kieszeni co miał i ofiarował swą pomoc. bardzo miły gest, taki od serca. Starszy Pan w australijskim kapeluszu zaprosił mnie także dnia kolejnego na śniadanie i przyjęłam zaproszenie, gdyż to nie byle jakie śniadanie! otóż Berni na swoim jachcie robi sam mąkę i sam piecze chleb. Ja nie piekę bo nie mam piekarnika - myślam i wielkim byłam w błędzie!!! nie piekę bo... bo, nie mam tacki z trzema drutami i garnka? Tak wygląda jego piecyk, a mi wstyd, że tak często wymówkę bierzemy za powód. Berni z przyjaciółmi zrobili pyszny chleb z rodzynkami, zostałam obdarowana suszonym mango – własnej roboty, wiec bez cukru i konserwantów, i do czego zmierzam (z długiej historii robiąc dla Was krótką) - nauczyłam się także jak zrobić mięsko, by długo przeczekało, aż trafi do brzuszka. Janek zabrał mnie do rzeźnika, zakupił granulkową sól i już na relingu wisiały steki suszone darwińskim słoneczkiem. 3-4 dni tak musi nieapetycznie powyglądać, ale potem jak się długo trzyma, zobaczcie. przed zjedzeniem trzeba takie mięsiwko pomoczyć kilka godzin i oto smażysz czując się przynajmniej jak Wiking. czy Wiking miał oliwkę z oliwek od Kasi, żeby usmażyć kolację? przynajmniej raz mi nie smutno, że Wikingiem nie jestem. :)
Syrenka już też nie. Kim jestem? hahaha
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>