30.07.2009
dziś w nocy coś się stało. Coś niedobrego.
nie bardzo wiem jak opisać strach, a może raczej świadomość jaką miałam, że głupio tak umrzeć, że to wręcz nie przystoi...
zatrułam się. było bardzo źle. Przyczyna częstych bólów brzucha jakich doświadczałam w Panamie chyba się wreszcie wyjaśniły. muszę być jakoś nadzwyczajnie uczulona na ananasa.
zjadłam bowiem połowę tego przepysznego owocka wczoraj wieczorem i od razu zaczął mnie boleć brzuch, tyle że ze sto razy mocniej niż kiedy pobolewał mnie uprzednio na kontynencie... gdy pomyślałam o środku przeciwbólowym było już za późno. metaliczny posmak w ustach, totalny zawrót głowy, uczucie gorąca i zimna na zmianę, zataczałam się po jachcie aż do utraty świadomości, ale chyba tylko na chwilę. Wiedziałam, że tak źle ze mną jeszcze nigdy nie było. bałam się, myślałam, że już nigdy nie zobaczę tych, których kocham. pomyślałam więc, żeby choć zadzwonić na chwilę i podać pozycję jachtu, skoro nie wysyłam mailem wieści nikt nie wie gdzie dokładnie jestem… ale telefon okazał się zbyt ciężki, nie miałam siły go utrzymać...
przeszło mi przez myśl, że jestem na złym kursie, że płynąc w tym zwrocie to „Tanaszki” nikt jeszcze długo nie znajdzie… albo, że w Columbii to może ją rozkradną; i że przecież tak dużo jeszcze chciałam zrobić w życiu... wczoraj, pierwszy raz tak bardzo chciałam by ktoś był ze mną na jachcie, by podał jakieś antidotum…
kiedy wstrząs zaczął mijać i najgorsze, jak mi się zdawało, miałam już za sobą, wraz ze świadomością zaczęły wracać siły, bałam się jednakże, że to wszystko za chwilę powtórzy się raz jeszcze - zadzwoniłam więc do domu. Przepraszam Kochani, że Was zmartwiłam i dziękuję Mamie, siostrze i kuzynce Ani za pomoc.. i choć nie miałam dość sił, aby wyciągnąć apteczki od razu ani znaleźć leków, to świadomość, że mogę z kimś porozmawiać była bardzo ważna (wcześniej nie wiedziałam, że jest coś takiego jak przepis na „domową” kroplówkę: szklanka wody, łyżka cukru i łyżeczka soli. już wiem, Wy też! Nie musi smakować, ale w sytuacji ekstremalnej może nas uratować przed skutkami odwodnienia).
Tę rozmowę telefoniczną mogłam odbyć przez telefon satelitarny Iridium, które mam na pokładzie „Tanaszy” dzięki Krzysztofowi Kamińskiemu i strasznie jestem mu za to wdzięczna. Dziękuję.
dziś wciąż jeszcze jestem bardzo słaba, ale starałam się jakoś zasnąć, odpocząć, mimo że było mi bardzo zimno i statków było sporo na horyzoncie... wiecie co, myślę, że jedyne co mnie uratowało to to, że w ostatniej chwili piłam wodę, wmawiałam sobie, że to jest mój ostatni ratunek, ostatnia szansa, żeby te toksyny wypłukać. może tak właśnie było, a może nie… ale jestem.
cóż mogę dodać? reszta ananasa poszła za burtę :) i że naprawdę ważne jest by każdego dnia powiedzieć osobie, którą kochamy, że ją kochamy i by spędzać z najbliższymi czas, bo każdy jeden dzień może być naszym ostatnim.