26.08.2009
1500 zulu, pos.03 30S,099 31 W
dostałam absolutnej „głupawki”…z darza się czasem taki stan, a Wam?
śpiewam, tańczę, gaworzę do siebie wymyślając niestworzone wyrazy, widząc ryby wyskakujące wz wody złapałąm się na tym, że wołam do nich: ciiip ciip… jak do kurczaków; cieszę sie z byle czego, nie wiem co mi sie stało, ale to takie fajne upojenie… szczęściem chyba... czuję taką WOLNOŚĆ, zdala od prądów, raf... Jestem WOLNA, WOLNA, WOLNA! tak Kochani, poczuciem wolności tu pachnie, wol- noś-ścią: taka przestrzeń… jak tu cudownie!
nawet zjedzenie zgniłego już pomidora nie przeszkadza mi w smakowaniu tej wolności… i nic to, że wiatr ciągle siada, bo komu to szkodzi?
później:
patrzę jakie piękne ptaki! i jak daleko od lądu i jak ich dużo - a to się okazały być latające ryby :) no ale już takie "oblatywacze" że szok.
później:
sprzątałam materiały w komputerze, (czegoś szukałam) i chyba poprzekładałam komputerkowi pliki, nie tam gdzie trzeba, bo teraz nie może znaleźć map do nawigacji.
później: z wrażenia tego chyba spaliłam chlebek - smrodek spalenizny taki tu zapanował, że chyba pójdę sprawdzić czy nie ma mnie na deku.
później:
kładę się, a tam rybka na poduszce, pomyślałabym, że jaki spóźniony prezent na „zajączka”, ale przecież u mnie nikogo nie ma oprócz mnie, nie ma nikogo, kto by mógł go podłożyć. z tego samego względu właśnie jedynie takich "rzeczy" jak odpadnięte śrubki mogę w swym łóżku znaleźć obok siebie. zastanawiam się, skąd przybyła niedojda („dojda” bo dotarła?)
później:
dobra, wiatr jest i nie ma. jest i nie ma, jakby się naczytał o czapce niewidce i naciągał ją na uszy co czas jakiś. ale i tak jest bosko!