28 - 11 - 2008
sama końcówka byla ekscytująca.
średnio szłyśmy z prędkością 7 węzłów aż do 10!
potem wiatr zdechł, potem wrócil, ale z deszczem i szkwałami (oczywiscie!) z kierunku w którym płynęłyśmy. morze na wzniesieniu platformy było bardzo „niewygodne” – krótkie, strome i nieregularne fale... z łatwością wyobrażam sobie co tutaj może się dziać gdy wiatr jest silniejszy - to jest zresztą bardzo słynne miejsce, gdzie w sztormie robię się gigantyczne fale, a jak wiadomo co któraś tam z kolei jest 3 razy większa od reszty... nocą byłyśmy przy porcie. ominąć trzeba było około 25 statków, tutaj odległość od nich liczona w setkach metrów nie dziwiła choć przerażała czasem. tuż przed wejściem do portu wyprzedził mnie jacht z serfowiczami - swoją drogą, taki rejs dookoła świata do miejsc gdzie jest akurat dobry sezon i dobra fala do serfowania to jest pomysł, co?
wpłynęłam o północy, postanowiłam zaparkować w pierwszym wolnym miejscu. sama sobie odebrałam cumy i od razu jeszcze boso pobiegłam rozejrzeć się za miejscem dla jachtu, który wchodzil zaraz za mną do tego 19go co do wielkości portu na świecie (jacht ten miał problem ze sterowaniem i potrzebował łatwego dojścia do kei). odebrałam ich cumy, wypiliśmy kawę i o świcie już zamknęłam oczy. jestem w Afryce Południowej. Marzenia naprawdę się spełniają!!!!!!!!

kolejny dzień.

obudziła mnie wizyta Andrzeja, Polaka który tutaj mieszka. bardzo fajny Pan z żoną, od razu, znowu boso (tak wyszło) gościli mnie u siebie w domu, a potem przestawiłam jacht bliżej jacht klubów. piszę w liczbie mnogiej bo są tam dwa i są zaraz obok siebie, konkurując o każdy nowy przybywający jacht. ludzie są tutaj bardzo mili i mają „superowy” akcent, ale samo miasto nie jest bezpieczne.
 wiele jachtów, które znam z wcześniejszych portów jest zacumowanych blisko mnie, byliśmy na wspólnej kolacji - snuły się "morskie opowieści dziwnej treści" - ach, i jak smakuje swieży posiłek po takiej trasie!
 
kolejny dzień.

Pada, ale jest ciepło. Dek Tanaszy jest śliski gdy jest mokro i się pośliznęłam. Noszę ortezę.
naprawiam co trzeba od razu, bo chcę być gotowa jak będzie pierwsze okno pogodowe - śpieszy mi się do Kapsztadu, gdzie planuję wymarzone safari.
Część do samosteru dotarła na czas, mechanik przyjdzie jutro, listwę do grota już zamówiłam, 
pojechałam po paliwo zapominając (oczywiście!) karty do zapłacenia ... cała ja:)
jacht wzbudza duże zainteresowanie, wiele osób zagląda i zagaduje, bo niewiele jest "samotnych" żeglarek w porcie (kobietą być - to takie boskie). odwiedzili mnie także kolejni Polacy. Fajnie tutaj jest, Afryka to Afryka, kiedyś chciałam studiować język Zulu... może nie jest za późno?? przecież to normalne, że z jednych marzeń rodzą się kolejne.
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>