16 21 S, 084 06 E, Jestem juz tydzień na Oceanie Indyjskim, będę jeszcze około dwu, jeśli popłynę na Reunion...
A płynę na Reunion? Jeden czort wie, na dziś nie wiem czy stanę na Rodriquez, czy może na Mauritiusie w Port Louis... decyzja zapadnie zależnie od tego jak długo wytrzymają moje prowizoryczne naprawy...
(to trochę tak jakbyście lecieli samolotem na wakacje i nie wiedzieli gdzie wylądujecie)...
A na razie miewam iście „indyjskie” noce. Indyjska noc objawia się tym, że jak latają nad twoją głową przedmioty, niezależnie od tego jak bardzo mocno je zaształowaliście, to wystarczy w sumie wyciągnąć rękę w odpowiednim momencie, żeby sięgnąć to co potrzebujecie w danej chwili - jabłuszko? nie? latarka? a może minutnik? też nie? ale z taką dostawą prosto do koi proszę Pani!?
Potem po zwrocie wszystko lata w drugą stronę, więc może jadnak, jabłuszko?
Potem natomiast wiatr zdycha na ten przykład całkowicie między szkwałami i jacht przewala się z boku na bok na martwej fali przez jakieś pół godziny. Wczoraj zatem stałam, jak ten nie powiem kto, pod masztem i trzymałam bom by nie latał, po czym skoro noc była „indyjska” to przystało i mogłam nareszcie zrobić sobie wreszcie tę upragnioną herbatkę. Zrobiłam. Nawet dwie, bo pierwsza wylądowała do góry nogami (przecież herbata nie ma nóg!) w zlewie...
Z nowości natomiist u mnie to fakt, że zakażenie w nodze przestało „leźć”. Może też „noc indyjska” zaszkodziła truciźnie i się zmęczyła tym „iściem”. Nareszcie więc mogę normalnie stawiać stopę, a nie jak ten bocian ciągle. Bo jak to w „Indyjskich nocach” czasem stoi się długo. Nie wiedzieliście? A no jak się człowiek wychyla obejrzeć widnokrąg i wypatrzeć staciory (statki) to zanim jacht wepnie się na szczyt fali i zobaczysz tylko troszkę horyzontu to znowu jesteś w dolinie fali i nic nie widać prócz wody, więc stoisz i czekasz aż się jacht wepnie na kolejną faje i znowu czasem coś tam widać, ale jak to w „indyjską noc” - niewiele.
o, fala totalnie przykryła jacht. Tak zwany "dziadek" wleciał na pokład. Kto w ogóle tak nazwał takie załamujące się fale - nie można było po imieniu? przecież wcale nie krzyczymy: o diadek! zakryci totalnie przez spienioną słoną wodę!