28 - 11 - 2008
sama końcówka byla ekscytująca. średnio szłyśmy z prędkością 7 węzłów aż do 10! potem wiatr zdechł, potem wrócil, ale z deszczem i szkwałami (oczywiscie!) z kierunku w którym płynęłyśmy. morze na wzniesieniu platformy było bardzo „niewygodne” – krótkie, strome i nieregularne fale... z łatwością wyobrażam sobie co tutaj może się dziać gdy wiatr jest silniejszy - to jest zresztą bardzo słynne miejsce, gdzie w sztormie robię się gigantyczne fale, a jak wiadomo co któraś tam z kolei jest 3 razy większa od reszty... nocą byłyśmy przy porcie. ominąć trzeba było około 25 statków, tutaj odległość od nich liczona w setkach metrów nie dziwiła choć przerażała czasem. tuż przed wejściem do portu wyprzedził mnie jacht z serfowiczami - swoją drogą, taki rejs dookoła świata do miejsc gdzie jest akurat dobry sezon i dobra fala do serfowania to jest pomysł, co? wpłynęłam o północy, postanowiłam zaparkować w pierwszym...
do góry ^
24 - 11 - 2008
tak blisko, a jednak tak daleko... 35 węzłów przeszło na fale zewsząd, na absolutnie czarną noc, na walkę przeciw prądowi by później w tym najsilniejszym prądzie nie zostać zniesionym zbyt na południe od Durbanu... wszystko okraszone rozmowami na radio z "Tyra". Jak ja się cieszę, że są niedaleko. nie dość, że humor im dopisuje w tej iście z „sains fikszon”:) trasie, to dodatkowo to jest już drugie okrążenie ziemi  dla Krisa i dobrze jest korzystać z doświadczenia doświadczonego... choc on sam przyznaje, że to jest jeden z najcięższych jego etapów... no nie powiem bo nie jest łatwo, dajemy z siebie wszystko z Tanaszką. straciłyśmy listwy w grocie. chyba dlatego że nie mamy Obciągacza bomu (boomvangu) więc bom nieco wyżej poszedł i lifting lina mogła zahaczać o leciutko wystające zamknięcia kieszeni... a teraz nie mogę iść do wiatru tak ostro jakbym chciała. jest 0230... czemu nie śpię? no właśnie, czemu?  idę się...
do góry ^
24 - 11 - 2008
22 listopad ha, "Tyra" jacht okazał się być za mna jakieś 6 mil. nie zgłaszał się na spotkania radiowe więc nie wiedziałam o jego istnieniu. i oboje ugrzęźliśmy w prądzie, który pozwalał nam iść z prędkością 1 węzła... absolutna masakra, ale Kris ze swoją załogantką Caroline zmienili specjalnie kurs i przypłynęli do mnie, by dać mi paliwo, żebym mogla się wspomóc silnikiem... Cała operacja polegała na tym, że musieliśmy podejść do siebie burtami, Kris rzucił linę, ja ją natychmiast obłożyłam na kabestanie i Carolina wówczas zwodowała 20 „literków diselka” przymocowane do owej liny. jak miło, choć rozkołys był taki, że nie wiedziałam czy trzymać się za serce, zamknąć oczy czy gapić się jak nasze maszty kolebią się tak strasznie blisko siebie... to nic, że właśnie wtedy prąd zakończył usilne przeszkadzanie nam i można było ruszyć. liczy się fakt, bo jeszcze nie wiadomo co przed nami. i to nic że teraz mam...
do góry ^
23 - 11 - 2008
21 listopad raz jeszcze nie będę Was zanudzać dziś żeglarskimi sprawami, co Wy na to? Odpocznę myślami od realności mojej... no i dość o tej pogodzie, że niby głupi to tak zawsze... ale jak by się tak przyjrzeć to to całe żeglowanie to strasznie dużo roboty, choć z drugiej strony z każdym dniem przekonuję się, że tak naprawdę "każdy" z Was może sobie samotnie opłynąć świat. Oczywiście, przydaje się troszkę szczęścia i im więcej doświadczenia człek posiada tym mniejsze szanse na popełnienie błędu (co na morzu, wiadomo, jest niefortunnością straszną) - ale nie o żeglowaniu miało być... no więc... ptak (znowu ptak). biały. duży. minęłam go o jakieś 10 metrów. fale jak domy, a ten sobie siedzi. ot tak. po prostu. sobie siedzi i dynda z nóżkami w wodzie pełnej żarłaczy błękitnych - odważny gostek albo rozumek postradal... (ja o tych rekinach tak często, bo to moja największa fobia życiowa - choć mam ich wiele)....
do góry ^
21 listopad No, a nie mówiłam? Nawet Robert Krasowski stwierdził, że mam doprawdy pecha z pogoda... ale jak to mówią kto ma pecha w kartach ten ma szczęście w miłości, no nie? (ależ żem elokwentna i porównanie jak się patrzy), koniec końców jasna rzecz, że nie możemy mieć wszystkiego albo zawsze to czego chcemy. A posterowałam sobie z żaglami na motyla (ang. tlumaczenie: wing to wing), ale na nic moje podrygi, w takim tempie to ja jeszcze będę podziwiać ten Indyjski przez kolejnych kilka dni... A raz musiałam zejść po coś do środka i włączyłam autopilota ustawiając odpowiednio żagielki do wiatru z NE, no i jak wróciłam - dosłownie za minutkę, wiatr już wiał nieźle z SE, jacht zrobił niekontrolowaną rufę, (zwrot prez ryfę) a ja straciłam obciągacz bomu (boomvang). niedobrze. A listonoszem kiedyś byliście? A no ja byłam dziś. Przyleciał ze mną z Polski, przez Chile, Australię, do Papui Nowej Gwinei,  a potem...
do góry ^
23 - 11 - 2008
20 listopad prosto od rufy wiatr mam OCZYWIŚCIE, jakby nie mogło być tak po ludzku :), jak z prognozy pogody wynika. dlaczego to ja, no? no w życiu się tak nie narobiłam żaglami... a to wiatr ze wschodu, a to z EEN,  a to z EES, a to 5 węzłów, a to 15, a to zdechło, a to martwa fala, a to jakiś prąd... i tak w kółko Macieju, Zbyszku, Janeczku...  lepszej szkoły żeglowania (i cierpliwości) chyba nie mogłam sobie wymarzyć... stawianie żagli nie jest łatwe ( czasem je zrzucam jak mi flauci zupełnie, żeby mi bomu nie wyrwało :) - niestety fał mi się haczy na maszcie o dorobione stopnie , a to refowa linka supełek sobie sprawiła, a to przecież kabestan mam pod osłonką i nie mogę zrobić pełnego obrotu rączką... się człowiek napoci (ale jak dorosnę to sobie kupię taką krótką rączkę do kabestanu i będę gość). ... szkoda że nie mam paliwa, żeby to pchnąć chwilami bo z takim postępem to zaraz przy brzegu...
do góry ^
23 - 11 - 2008
19 listopad mały postęp. ptak, ale jaki fajny! latał wkoł o jachtu godzinami. taki śliczny był, z tych co to nie machają skrzydłami tylko kiwają się na boki... (że też mu się tak nie znudzi).   jednak nie da się jedną ręka robic wszystkiego :) i przez babrający się „troszku”  palec chwytam inaczej liny... tworzą się nowe odciski w nowych miejscach... boli.  słyszeliście o tym co dzieje się koło Somalii?? przecież to rozbój w biały dzień, jak „budydydy”. i teraz to już chyba każdy statek będzie szedł zamiast Kanałem Suezkim to przez Przylądek Dobrej Nadziei - zrobi się ciasno :) ale naprawdę o wiele lepiej jest, uważam, walczyć z pogodą niż z nieżyczliwością ludzką....
do góry ^
23 - 11 - 2008
18 listopad dzisiaj miałam jeden z piękniejszy wschodów słońca... wiatr siadł zupełnie - (a no bo ja oczywiście mam wiatr w mordę albo wcale :) wieloryb pływał koło jachtu długo, ocean oddychał - falował bardzo leciutko... jest południe a ja ciągle jestem pod wrażeniem tego poranka!!! wyprzedził mnie jacht (oni sa dużo więksi i mają paliwko :)). Pogadalimy, umówili na piwo w Durbanie. z tej radości chyba pierwszy raz postanowiłam bardzo uprzejmie- jednakowoż stanowczo - przypomnieć „tankerowi”, że to ja mam tutaj pierwszeństwo, i że nie, nie zmienię kursu bo nie mam paliwa (oszczędzam na wejście do portu) i mam bardzo mało wiatru i to On, czywiście jeśli nie sprawi mu to problemu :) zmieni kurs i przejdzie za moją rufą... aż się sama do siebie uśmiechnęłam po tej rozmowie. ależ mi się na „tupeciarstwo” zebrało. na radio dalekiego zasięgu rano, o umówionej godzinie zgłaszają się jachty które „idą” w tę samą...
do góry ^
22 - 11 - 2008
17 listopad na pełnych żaglach i z pełnym silnikiem mogę iść... nigdzie. mam prąd przeciwny, a robiąc zwrot przez dziób (bo wiatr oczywiście jest w mordę:) jedynie oddalam się od celu. walczyłam, bo miałam obiecaną zmianę kierunku wiatru w prognozie... ale w końcu że paliwka mało to stanęłam w dryfie. i tak sobie dryfuję w stronę Madagaskaru... jak to ładnie brzmi:) acha, no przecież, zapomniałam o wydarzeniu dnia. co tam sztorm :) jak tak sobie walczyłam po nieprzespanej nocce o mały włos nie walnął we mnie dryfujący kuter rybacki!!!!!!!!!!!!! dobrze słyszycie... a tak. dryfowało to sobie i o mały włos mnie nie rozwaliło. nadal jestem w szoku bo jedynie dzięki temu, że wyszłam się rozejrzeć i dałam pełną na przód udało nam się uniknąć kolizji. nogi mi się trzęsły ze strachu i zdaje się modliłam się, żeby silnik nie zawiódł... co to w ogóle za idiotyczna sytuacja. no jakiego pecha trzeba mieć, żeby akurat nadziać...
do góry ^
16 listopad najgorsze to czekanie... mam kalamara na pokładzie, ale brzydzę się go wyrzycic... takich ciężkich chmur i szkwałów w życiu nie przeżywałam... wokoło jachtu miałam delfiny, ale takich " normalności" to chyba nie muszę Wam juz wspominać, no nie? tak się poobijałam dzisiaj, no przypomniała mi się taka bajka „sąsiedzi”, oglądaliście? Najpier oparzyłam palec o garnek, potem fala rzuciła mnie na szafkę,następnie oparzyła mnie końcówka od przetwarzacza energii a jeszcze potem... padł pasek klinowy. cudnie co?  zapytacie co jest nie tak że ciągle mam z nim problem? Ok, opowiem Wam długą historię krótko: te kółeczka, na które jest nałożony mają wyżłobione malutkie wybrzuszenie, a że młodością nie grzeszą - to i wtedy taki paseczek się ściera, a w połączeniu z ciepłem silnika i oparami tworzy taką smołę że jak trzeba wejść do " siłowni" to wychodzi się absolutnie upaćkanym (- i diabelsko ciężko to...
do góry ^
15/11/08  630 mil do Południowej Afryki nie nalezy ani okretu przytwierdzac do jednej kotwicy ani zycia opierac na jednej nadziei. Safari... już mi się marzy! a na razie Ocean Indyjski pokazuje mi co znaczy słowo "kapryśny", które tak często słyszałam od innych żeglarzy. Wszystkiego możesz się spodziewać i to w każdej chwili. Od fal zakrywających pokład i „serfowania” na na wielkich falach z p®edkością do 12 wezłów aż do nagłej zmiany kierunku wiatru i potem ciszy... Statek wczoraj w nocy potwierdził, że nadchodzi tak zwana "południowa zmiana" czyli wiatr będzie dokładnie z kierunku dokąd płynę. Mam szczęście, nie ma być tak silny jedynie może do 40 węzłów (mogło być  60 i więcej). Pilnuję barometru i czekam szykując jacht, wiążę wszystko dokładnie, ształuję co może latać...
do góry ^
14 - 11 - 2008
12/13.11.08  770  jeszcze pozycja: 1400 zulu 13/11/08 : 27 11 S, 045 35 E troszkę za dużo wieje, bo po co komu 35 węzłów jak się nie ściga...  Zimno. śpię w śpiworze i pod kocem, wiatr nie chce się zdecydować z którego kierunku chce wiać, więc co rusz robię zwroty, samoster czasem się wyłamuje i trzeba śmigać na rufę poprawiać, złamała się część odpowiedzialna za trzymanię kursu. jacht myszkuje dużo, bo fale jak domy :) na radio okazuje się, że nawet nieznajome mi jachty martwią się czy u mnie ok i cieszą się, że się odezwałam, hm, niesamowite.
do góry ^
14 - 11 - 2008
11/11/08  dziś pozostało 998 mil, już nie ma jedynki z przodu i jest pierwszy dzień, w którym daje się żeglować, to nic że zachmurzony i z deszczem, ale księżyc wschodzi na prawie 2 godziny przed zachodem słońca i jak świeci!!! log dnia: - rozjrzenie się dookoła czy nie ma statków, jaka jest pogoda, czy wszystko ok na deku; nawigacja, uzupełnienie logu; odsypianie nocy z przerwami 20-30 minutowymi; kawa, dziś jedenasty - wdzięczna jestem wszystkim tym co walczyli, bym mogła teraz nieść polską flagę; odebranie i wysłanie poczty, rozmowa na radio z jachtem niedaleko; poranna toaleta; zaplanowanie drobnych prac w Afryce, próba naprawy alarmu przy autopilocie, muszę dodać mateńko kochana, że nieudana ta próba? (elektronik ze mnie pożal się Boże); śniadanie, obiad i kolacja razem; czytanie informatorów o Durbanie i Afryce; kawa, rozmowa radiowa ze "stacją pogodową" w Durbanie; nawigacja, sen, czytanie, sen; zwrot przez rufę o północy;...
do góry ^
11 - 11 - 2008
10 listopad, poniedzialek chmury ze szkwałami i deszczem. to stąd wiatr, to stąd, trzeba dopasowywać żagle non stop. to refować, to dokładać, a to znowu jest wiatru zbyt mało żeby iść. fale to absolutny bałagan. nie można się zdrzemnąć na moment. kolejna kawa.  statek przeszedł jedną milę ode mnie. zielony z kolorowymi kontenerami. fajnie wyglądał. tuńczyki skakały przez jakiś czas radośnie, ale żaden nie chciał wskoczyć sam na pokład, obrać się i usmażyć. (i tak leniuch pospolity obchodzi się smakiem). później: bardzo stresujące – w jednej minucie Tanasza idze pięknie, a zaraz (to taka duża bakteria) potem chce robić zwrot przez rufę bo wiatr wariuje... wieczne wariacje „wietrzne” czy „wiatrowe”, nawet Bach by się nie powstydził... Świeć Panie nad jego duszą.
do góry ^
Noc 9-10 listopad, niedziela wiatr nie chce odkręcić, ale przynajmniej nie jest taki silny. co i rusz albo refuje albo załączam silnik by wrócić na kurs bo wiatr siada całkowicie. dużo statków. Światełek jak w Boże Narodzenie. Jakoś niektóre dziwnie wolno idą równo ze mną... (co ja gadam, przeciez to niemozliwe, a moze jednak pomieszalo mi sie juz w glowie...) na radio rozmawiałam z jachtem z Arcu. Niektórzy już dziś wchodzą do portu... a przede mną jeszcze ponad 1200 mil. Trzeba „obejść” Madagaskar nisko na południe, żeby nie „wjechać” w niekorzystne prądy. No dobra, się robi.
do góry ^
10 - 11 - 2008
Noc 8-9 listopad 215 mil od Reunion w sumie nie taka głupia, sprawdzałam paliwko po drodze zanim się skończyło i się okazuje teraz dopiero, że tank dorobił się „cienia” – osadu, na ściance po której zawsze sprawdzałam ile mam jeszcze w tanku. Uff, czyli jest jeszcze dla mnie nadzieja, haha. Albo nie ma wiatru, albo jest dokładniutko w nos. bosko co? dookoła wygląda jak strefie ciszy przy równiku. nisko osadzone chmury, pobłyskuje tu i ówdzie, szkwały z deszczem, potem cisza, potem znowu w nos. Jak już powalczę i postawię żagle to bardzo nie podoba mi się mój luz na forsztagu. ajajaj. niedobrze, niechże już odkręci na wiatr z rufy, takie obijanie dziobu o fale to nic przyjemnego. ale płynę. to najważniejsze. mały progres bo prąd mnie nieco blokuje, ale jakoś idziemy. zreszta, to nic w porównaniu przez co przechodziła Teresa Remiszewska. Czytaliście mam nadzieję jej książkę " Z goryczy soli moja radość"?. Ta kobieta to dopiero...
do góry ^
10 - 11 - 2008
 Noc 7-8 listopad 140 mil off reunion. nie ma wiatru, a mnie się skończyło paliwko w nocy. Hmm, zupełnie nie pomyślałam, żeby dotankować po pierwszym wyśjciu. głupia ja. teraz muszę uzupełnic paliwo, odpowietrzyć silnik, i oszczędzać paliwko - może być potrzebne w spotkaniach ze statkami i przy wejściu do portu. Widziałam wielkie wyładowania niedaleko. Błyskawice rozświetlały niebo...brrr
do góry ^
10 - 11 - 2008
7/11/08 80 mil od La Reunion. Ocean zupełnym lustrem. Mimo, że po francuskich serkach robię swój lokalny wiatr nie jest on wystarczający by płynąć. Włączam silnik. Wszystko jest w porządku.  Acha, wczoraj odprowadzał mnie delfin. No cóż to bylo za widowisko! Pierwszy raz w życiu widziałam takiego „radośnika”. Wyskakiwał z wody po 6 razy tak bardzo wysoko i na tak dlugo.. W świetle zachodzącego słońca widziałam jak skacze, potem podpływał i nie tylko wynurzał się z wody kolo Tanaszy, ale spluskiwał wodę ogonem...  jak w oceanarium. No przepięknie się ze mną bawił, robił to tak długo, że udało mi się nagrać fajny materiał. Zachód słońca był piękny i cień tego delfina na zupełnie płaskiej wodzie zapamiętam do końca życia jako jeden z piękniejszych widoków w trakcie mojego rejsu. później: jest bardzo gorąco. pani kapitan miała chyba malusie zaćmienie zakupując "śmierdzące" serki brie nie posiadając lodówki.. a...
do góry ^
10 - 11 - 2008
6/11/08 Rankiem wpadamy na niezły pomysł włożenia jachtu „Surazo” na statek i przetransportowania go do Afryki Południowej. Tam będą większe szanse na znalezienie dobrego masztu, będzie taniej i czas nie będzie gonił. Staram się skontaktować z Maciejem Krzeptowskim, on tutaj był 6 lat temu na jachcie "Maria". Ma znajomosci... Nagrywam sprawę jak mogę i po otrzymaniu „pogody” z mariny postanawiam iść. Jeszcze tylko drobne rzeczy z silnikiem, Luis mi pomaga bo jest mechanikiem. Potem słyszę sygnały mgłowe na pożegnanie, znowu machają znajomi w tym szef mariny, robią zdjęcia, umawiam się z innymi załogami w Durbanie. Luis odprowadza mnie na sam koniec portu. Serce mnie ściska gdy zostawiam go za rufą, ale mam nadzieję, że będzie w Kapsztadzie przede mną.  Mam bardzo mało wiatru i jest znowu w nos. Światla wyspy noca - pięknie to wygląda. Księżyc jest w połówce - bosko, lubię gdy świeci. Wiatr zdycha zupełnie. Przesypiam...
do góry ^
10 - 11 - 2008
5/11/08 Trzeba przesunąć jacht do mariny. Wiele osób przychodzi dowiedzieć się w czym mogą pomóc, oferują narzędzia, samochód. Szukamy masztu, jest jeden prawie odpowiedni, ale naprawy potrwają zbyt długo, może do kolejnego sezonu, już po huraganach. Nie mogę więcej czekać, ani na nic się im już nie zdam. Zamierzam iść, ale najpierw sprawdzić pogodę, może zjeść  jakiś porządny obiad... Luis przekonuje mnie bym została jeden dzień i odpoczęła, kupiła owoce, itd. Tak też robię.
do góry ^
4/11/2008 Wypływam z Reunion. Machają załogi jachtów, które tutaj jeszcze chwilę zostają, potem  piękne widoki wzdłuż brzegu wyspy. Niedaleko ‘idzie’ jacht "Surazo" moich chilijskich przyjaciół, zmierzamy w tym samym kierunku - do Durbanu, w Południowej Afryce. Umawiamy się na kontakt radiowy później w nocy. Płynę. Wiatr jest w nos i mam krótkie, strome fale.  Nie jest komfortowo, nie podoba mi się jak Tanasza to znosi.  Idę refować, spoglądam w stronę moich kamratów. O, też refują. Hmm. Jakoś tak dziwnie. Eeee, moze to jakaś chilijska specjalność manewrowa. Może wyciągnąć lornetkę... chwileczkę, gdzie to ona jest? Nie, jakby coś było nie tak, to by zawolali na 16-stce.  Kurcze, ale po co refując ściągnęli całego grota??? Słyszę wywołanie- stracili swój grot maszt! Nie są daleko, za moment jestem przy nich. Nic im nie jest. W porządku. Fale miotają nami strasznie, gdy dwu Luis’ów stara się zebrać żagiel, zatkać...
do góry ^
"Po minięciu 100* długości wschodniej zaczął wypiętrzać wielką falę i często osiągał siłę sztormu. Niósł ze sobą niskie szare chmury i przelotne deszcze." "W połowie października wszystko się zmieniło.(...) Teoretycznie byłam w obszarze najsilniejszych wiatrów z kierunków wschodnich, praktycznie wiatry ustaliły się z zachodu z siłą 1-2*B. Trudno nawet uznać, że się ustaliły. Leniwie podmuchiwało raz z północy, raz z zachodu, czasami z południowego zachodu. Dookoła widnokręgu stały granatowo-białe, wypiętrzone cumulusy, w środku było niebieskie niebo. Ciśnienie zjechało o 10 hPa i nic się nie działo. Godzinami stałam w ciszy, czasami dryfowałam z prądem we właściwą stronę, czasami w przeciwną. Rano przed wschodem słońca i wieczorem po zachodzie przez godzinę wiało 5-10 węzłów. Potem znów była cisza." "30 października barometr dojechał do 1009 hPa. Na szerokości 20* wróżyło to zmianę pogody w ciągu...
do góry ^