Afryka Południowa... grudzień 2008
Nie wiem od czego zacząć, od opowieści o przepięknym kraju przesyconym krajobrazami, które zapierają dech w piersi, czy o zwierzętach z którymi spotkania były dla mnie czymś więcej aniżeli mogłam to sobie wymarzyć...
W wigilię Bożego Narodzenia byłam w Parku Narodowym Krugera, spotykałam tam na swej drodze słonie, żyrafy, hipopotamy i lwy. Co za przeżycie!!! Jeden dzień spędziłam na safari u Pani Ali, która jest Polką (
www.tshukudu.co.za), poszłam na spacer z młodą lwicą i pogłaskałam geparda... moje serce się rozpuściło... co prawda zabrakło karpia na wigilijym stoliku, ale i tak za karpiem nie przepadam :) za to miałam polski, tradycyjny opłatek przesłany przez Mamę.
W Sylwestra natomiast wspięłam się na Przylądek Dobrej Nadziei, bo kolejka na szczyt juz tego dnia nie chodziła. Z lądu wygląda on zupełnie inaczej, ale też magicznie. Wiatr wiał strasznie, gdy czekałam na zachód słońca będąc atakowaną przez tamtejsze małpy (skakały mi po samochodzie). Samą północ przespałam... przepraszam tych, którym obiecałam zadzwonić.. tutaj internet nie jest łatwo dostępny, czasem wcale i zawsze albo nie ma prądu albo wtyczki brakuje...
No więc Tanasza stoi bezpiecznie w marinie, doglądana przez przyjaciół żeglarzy, myślę, że już „przebiera kilem” by ruszyć dalej w stronę Brazylii, ja natomiast podróżuję.
Jadę sobie jadę, pełno stopowiczów, na około piękne góry, droga rozzciąga się wzdłuż brzegów oceanów, w Jeffreys Bay wielkie fale dla serfowiczów, ale zdążam się rozchorować i to zdrowo :) muszę zrezygnować z konnej jazdy po plaży i jeżdżenia po wydmach piaskowych na desce. Szkoda mi czasu na „zdrowienie” więc jadę dalej.
Dojeżdżam do Port Elizabeth i co slysze? Od lokalnych klubowiczów Algoa Yacht Club, że mam pozdrowić od nich Joannę Pajkowską, uszom własnym nie wierzę. Czy to możliwe, żeby przybiła do Port Elizabeth w czasie swojego samotniczego rejsu NON STOP dookoła świata? Jakie straszne warunki musiały panować na zewnątrz, że zdecydowała się poszukać schronienia!? Jak na ironię, dobiegają mnie także słuchy, że inna moja koleżanka była bohaterką akcji ratunkowej, która odbyła się wczoraj u wybrzeży RPA. Jestem szczerze zaniepokojona, wiem jak niebezpieczne potrafią być tamte wody... Ponieważ jestem w okolicy niezwłocznie udaję się do Port Elizabeth, nie wiem w jakim stanie są poszkodowane, kontaktuję się też z organizatorem rejsu - może potrzebna jest pomoc. Na szczęście, okazało się, że obie uratowane dziewczyny są bezpieczne i korzystając z wolnej chwili pojechały po prostu na safari. Ufff, odetchnęłam z ulgą. A swoją drogą bardzo zmartwiły mnie relacje z akcji ratunkowej. Mam nadzieję, że polscy żeglarze bardzo wkrótce usłyszą prawdziwą wersje wypadków!
jadę sobie dalej... słoń, żyrafa, skorpion, kudu, szakal, hiena, słon... winiarnia!!! - och, robią tutaj wyśmienite wina! są winiarnie gdzie można je degustować, gdzie można zobaczyż jak wino jest robione. jadę dalej...