Po przejściu kanału „Tanasza Polska Ustka” stoi sobie na kotwicowisku przy Balboa Yacht Club. Kotwicowisko jest tuż tuż przy głównym kanale, po którym dzień i noc „suną” statki (dziennie około 30), więc jest nieco chybotliwie, do tego pływa tu dużo małych promów... kołyszemy się w panamskim rytmie... ależ niesamowite jest tak oglądać te giganty przechodzące tak blisko naszej burty.
Na brzeg dostaję się taksówką wodną (przepływając obok jachtu z pieskiem na pokładzie, którego pasją zdaje się być budzenie nocą każdego śpiącego na kotwicowisku). Szefem doku jest Pan Victor, który pracuje tu już ponad 20 lat, mówi, że „kocha tę robotę, bo spotyka ludzi z całego świata”. Jego biuro na końcu długiego molo to centrum lokalnych wydarzeń, tam też będę dzisiaj tankować paliwko.
Znaczy się, mam taką nadzieję, bo tutaj jak to w latynoskich krajach bywa, wszystko odbywa się w trybie „maniana” (zapis spolszczony), czyli jutro, a ponadto mam wrażenie, że specjalnością Panamczyków jest „Mega Extra Potrójna Maniana” :)
Spotkałam dziś znowu Jaśka, jak on fajnie mówi po polsku, brawo dla jego rodziców, mimo iż ten wychowywał się we Francji dołożyli starań, aby Jaś nasz ojczysty język znał.
Zanim wypłynie na Markizy pomoże mi nieco na jachcie, bardzo się cieszę, tym bardziej, że bardzo fajną jest osobą - kocha góry i wspinaczkę i dlatego mówi: „w sumie nie wiem, co robię na wodzie”... ale płynie dookoła świata... życzę wszystkim takiej skromności...(możecie śledzić jego postępy na
www.facebook.com trzeba wpisac jego adres winger1965@hotmail.fr). Zachęcam Was również do odwiedzenia strony jego Taty www.polonianet.eu - naprawdę warto!
Panama słynie ze swojej „burzliwości”, i nie mówię tu o nowym rządzie, ale o pogodzie. W życiu nie doświadczałam takich błyskawic i do tego tak licznych oraz tak ulewnych burz z takimi ogromnymi kropalmi deszczu. Nie byłabym sobą, gdybym nie poinformowała Was o moich postępach relacjach z komarami, czyli komar – survival dookoła świata c.d. Wywiedziałam się, że malarii to tutaj nie przenoszą, ale jest możliwość wystąpienia poważnej gorączki. mam więc ze sobą bez przerwy dwa rodzaje środków przeciw tym „paskudom” i maść do stosowania po ugryzieniu, którą dostałam od kanadyjskich przyjaciół na Św. Łucji. A propos, dzięki ich pomocy nawiązałam kontakt z Frankiem, który nie na żarty zaangażował się w pomoc w załatwianiu wielu spraw dla „Tanaszki”.
Dziękuję, dziękuję!!