17.07.2009
Mimo, że jest piątek i moi znajomi wychodzą potańczyć ja właśnie pakuję się do śpiwora, choć jest dopiero około 20:00 to padam ze zmęczenia, a rano muszę wcześnie wstać, mam tyle na głowie...
dziś przeżyłam coś co trudo wytłumaczyć...
poczułam bardzo wyraźnie jak bardzo jestem szczęśliwa, jak wielkie mam szczęście, jaką jestem „fuksiarą”, do tego stopnia mnie to dotknęło, że aż się popłakałam - ze szczęścia, ze wzruszenia…?!
miałam kilka trudnych ostatnio chwil, w których nie byłam sama. moja karta visa zmieniła właściciela, zostałam bez środków… dziś poszłam pobrać przesłane (pożyczone) pieniążki, stałam przy kasie, przyglądałam się Pani kasjerce i nie dochodziło do mnie, a może wręcz przeciwnie dopiero zaczynało dochodzić, że KTOŚ nade mną czuwa, jak nie mogę się poddawać bo są ludzie, którzy nie tylko mi kibicują, ale także czuwają nade mną jakby Anioły. wyglądało to mniej więcej tak: pani daje mi pieniążki a ja ryczę... a gdy już wyszłam z budynku z gotówką w ręku mogłam myśleć o rychłym opuszczeniu Panamy, dzięki pożyczonej kwocie mogę opłacić postój czy kupić paliwo na drogę… aż usiadłam na moment z emocji... , włożyłam na uszy, a raczej jedno ucho bo druga słuchawka nie działa - malusie radyjko z muzyką i siedziałam tak nie wiem jak długo, myśląc o moim życiu. jak to jest, że cały wszechświat mi pomaga? Dlaczego ciągle tej pomocy potrzebuje? jak się kiedyś za tę pomoc odwdzięczę i czy kiedykolwiek będę mogła „oddać” duchowe wsparcie jakie w takich momentach otrzymuję? taki moment jak ten kiedy siedzisz na brzegu chodnika, kiedy zastanawiasz się nad logicznością tego co sie dzieje wokół Ciebie a co nie powinno się zdarzyć... życzę Wam takich chwil, łez wzruszenia... i chciałabym o nich kiedyś usłyszeć.