Piątek, 12.10.07. 0100zulu, 13 00 S; 154 56 E
Nocą zagadałam do rybaka, bo jechał nie wiadomo to jakim kursem. W książce chciałam wyszukać co to on za światła nosił, ale nic nie wyczytałam, bo odkąd zagadałam rybak światła zgasił. „Ki piorun" - pomyślałam?!
Zostawił jedynie jakieś dwa, malusie, ledwo co widoczne, ale na tyle widoczne, że wiedziałam że totalnie zmienił kierunek i przyspieszył. Na radio usłyszałam jedynie: "hoooooo" i potem ciszę. Moje poczucie humoru zmalało do jedynego pomysłu poproszenia ich o zapałki skoro moje się skończyły, ale mina mi zrzedła jak zaczęli płynąc naprawdę na mnie. Słyszałam o szmuglerach ludzi i narkotyków w tych rejonach. Niekorzystnie. Pochowałam komputer, kamerę. robiłam 3 węzły, a oni przypłynęli obok i płynęli równolegle jakiś kabel ode mnie (kabel to taka fajna odległość, której miara to 185m).
W takich momentach to taki pierścionek Arabelli by się przydał. Przekręcasz go na palcu i znikasz. Ale by się chłopaki zdziwili! A poważnie to słowo daję, odpłynęli ode mnie dopiero gdy zaczęłam mówić do nich na radio udając męski głos.
(I jak wreszcie odpłynęli już chciałam zakrzyknąć: -ej chłopaki żartowałam! To ja!)
Wcale nie śmieszne.