25 luty, Kapsztad
niesamowiecie jest tutaj z tą pogodą; wiatr się zmienia z 50 wezłów na zero, kierunek o 180 stopni i wszystko to możliwe w kilka godzin.
dziś obudzono mnie o 8-ej, bo takielarze przynieśli narzędzie do naprawienia relingu, i już naprawiony. ależ mgła panuje, nosa nie widać (no chyba, że ktoś ma swój bardzo zadarty).
Mój przyjaciel Chilijczyk, o którym mówiłam już wcześniej - co to maszt swój stracił przy La Reunion - przypłynął blisko Kapsztadu, stoi w innej marinie, ale jest cały i zdrowy. strasznie się cieszyłam na to spotkanie, od razu wysłałam go dwa razy na maszt i pomógł mi naprawić samoster :)
21 luty, Kapsztad
Wczoraj byłam zaproszona na urodziny przyjaciela. Nie ma to jak poznawanie kultur poprzez biesiadowanie z lokalnymi ludzmi - jedzenie było pyszne i tańcowali wszyscy niezależnie od tego czy mieli 5 czy 90 lat, ach Ci „Lokalni” tutaj to mają to "coś" do tańca... a już przy samym końcu puścili Basie Trzetrzelewską – Basiu, jesteś Wielka!
Wypłynę najprędzej 5-go marca o ile nie jest to piątek:) muszę chwilę jeszcze zostać, a dlaczego, to powiem Wam innym razem.
NachaChata idzie dziś, dałam im na drogę witaminy i maść rozgrzewającą - toć idą w zimniejsze wody.
Odwiedziła mnie też para Polaków, alternator naprawiony.
p.s. Polacy na s/y NashaChata wyszli przy ponad 50 węzłąch wiatru w porcie, twardziele, mnie to chciało z pomostu zwiać jak im oddawałam cumy. Wszyscy trzymamy za Was kciuki! (www.conceptsailing.org)
20 luty
acha, dobrze że odebrałam swój silnik zaburtowy z naprawy, szkoda jedynie, że pojechal w bagażniku dalej aż do Hount Bay (mam dobrą pamięć, ale krótką).
zawiasy do gibającej się kuchenki naprawione, trzeba było poprawiać, ale już działają. rdza z metalowych części na jachcie zniknęła; okno, to z przodu przed masztem oklejone by nie ciekło; podkładki z teflonu do bloku "się robią", reling dopiero w poniedziałek...
Natomiast wczoraj gościłam w jacht klubie predstawicieli Polonii, nawet kanadyjską. Było bardzo fajnie. Zrobiliśmy grill’a, Joanna z Krakowa pokazała swoje obrazy.
Po powrocie na jacht znalazłam pudełko z owocami, a paczuszkę, którą otrzymałam mam otworzyć dopiero na Święta Wielkanocne... tylko żeby mi się jakie kurczaki nie wykluły :)
19 luty,
nie pamietam doslownie slow, ale Joseph Conrad napisal cos takiego...ze...
porty sa do niczego, statki w nich tylko niszczeja...jak ja sie z nim zgadzam!takie jakies smutne sie robia, szarpane na tych cumach tak nienaturalnie...snia o otwartej wodzie....
a my dno mamy juz wyczyszczone, cynk zmieniony, wskaznik baterii dziala - (o dzieki ci zalogo Naszejchaty!) za to glosnik jeden zaniemogl juz na zawsze, a alternatorem zajmiemy sie jutro.
ach, no i nie moge nie wspomniec o bialej "duck tape". cuda cudenka teraz robia, co?
jak szlam na jacht to foka plywala wokolo pomostu,tak bliziutko mnie! cudne sa foczki, jestem nimi zauroczona.
18 luty
I znowu wieje. Właśnie wówczas, gdy mam rozkładać żagiel by go naprawić i by obmierzyć brakujące dwie listwy. A tu jak wieje to naprawdę porządnie!
Wczoraj jadłam flaczki wyobraźcie sobie, jak w domu u Mamy, ugoszczono mnie nimi na s/y Nachej Chacie. Było pysznie!
Niektórzy pewnie sobie myślą, że jak jest się w porcie to jak na wakacjach. A to wcale nie tak! Biegam niemalże, od sklepu żeglarskiego do stoczni, potem do mariny, na jachcie popracuję, a to trzeba wysłać e-maila, to zadzwonić, to zorganizować części, samochód by je przywieźć... odpocznę to chyba dopiero na wodzie.
17 luty, Kapsztad
Gorąco tu, myślę ciepło o tych, którzy szusują na snowboardach...
Wczoraj żegnałam przyjaciela, który wypływał z Hount Bay 40 mil na południe morzem od Kapsztadu, przy okazji odwiedziłam Martę, dałam jej ptasie mleczko... dobrze widzieć, że jacht budowany dla mnie ma się w porządku po tym jak był wysztrandowany na brzeg...
Dostarczono mi do jacht klubu śliczne kwiaty, dziękuję pięknie, ładnie pachną na „Tanaszy”. Wskaźnik poziomu baterii padł, muszę też dziś wejść na maszt i odebrać silnik zaburtowy. W marinie stoi także „NashaChata”, której kapitanem jest Heniu Wolski. Idą do Australii, ktoś chętny?
RPA, 12.02.09
Dwunastego lutego byłam zaproszona przez Ambasadora RP w Pretorii Pana
Marcina Kubiaka na przyjęcie organizowane w Ambasadzie Czeskiej przez Grupę Wyszehradzką (Polska,Węgry,Czechy,Słowacja), na którym poznałam wielu dyplomatów z krajów europejskich i nie
tylko, wszyscy zdawali się być zaciekawieni opowiadaniem o moim samotnym
rejsie dookoła świata; niektórzy z nich zapowiedzieli nawet wizytę na moim jachcie.
Po południu jeszcze raz spotkałam się z Panem Ambasadorem i miałam okazję opowiedzenia o
mojej współpracy z Fundacją Pani Anny Dymnej "Mimo Wszystko" oraz o tym, że już po raz drugi w maju tego roku zabiorę na pokład „Tanaszy” niepełnosprawne dziecko realizując marzenie podopiecznego tej Fundacji o zobaczeniu oceanu, palm, morskich zwierząt i podróżowaniu...
Pan Kubiak, jako osoba prywatna, wsparł ten cel, gdyż jak się wyraził darzy ogromnym szacunkiem i uznaniem osobę Pani Anny Dymnej. Panie Ambasadorze,...
11.02.09
ciepło, ale wietrznie, przeglądam systemy pogodowe panujące na Atlantyku. Powoli szykuję się do wypłynięcia.
jutro „przybywa” moja część do silnika i będę włazić na maszt by powiązać stopnie z wantami, by już nigdy nie zaczepił mi się żagiel albo fał o stopnie. mam także kilka spotkań, prasa, przyjaciele. w głowie już żegluję, stęskniłam się za wodą.
Po historii z samochodem, w Ustce śpię zaledwie dwie godziny, bo już o ósmej rano mam wejście na żywo w radio.
Potem pożyczam samochód od przyjaciela i jadę pozałatwiać sprawy, wywiad do telewizji, do radio, jedno spotkanie, drugie spotkanie, przygotowanie materiałów do spotkania nazajutrz.. W domu jestem po 21:00, padam, ale trzeba jeszcze wyprać koszulę, spakować rzeczy, przesłać materiały, podzwonić... jak dobrze, że mogę liczyć na pomoc Mamy!
Krótka przerwa w pakowaniu na podróż do Szczecina i znów dosłownie na chwilę jestem w domu rodzinnym... milion spraw, nie mam jak się do nich nawet zabrać, trzeba się spakować przed wylotem a ja jeszcze dobrze nie rozpakowana po przylocie z Kapsztadu. Lista rzeczy do zrobienia rośnie a nie maleje.
Wcześnie rano Moja Mama odwozi mnie do Gdańska na lotnisko, ale po drodze musimy jeszcze zatrzymać się w Gdyni, odkładamy już telewizję na żywo na po powrocie, radio też przekładam na inny termin,...
Po przykrótkim śnie budzę się w łóżku w Ustce... o 6:00 rano już jestem na przystanku autobusowym i stopem jadę do Słupska na pociąg; w pociągu godzinę jeszcze „walczę”- pracuję znaczy: piszę, dzwonię, lista długa... zasypiam – dobrze, że moja docelowa stacja Szczecin jest ostatnim przystankiem pociągu bo pewnie bym go przespała:)
Na miejscu odbierają mnie Maciej z Janą. Jak dobrze że są!!! Są kochani, goszczą mnie u siebie, karmią, dają popracować na komputerze, odwoża do radia... tam nagranie, potem szybko biegnę na spotkanie do Pałacu Młodzieży.
O 16:00 byłam umówiona i miałam zaszczyt opowiadać o swojej akcji i o samotniczym rejsie. Tak bardzo dziękuję Wojtkowi, Wiesławowi, Zenonowi i wszystkim osobom zaangażowanym w przygotowanie mojego spotkania w Szczecinie! Naturalnie za przybycie na nie również serdecznie wszystkim dziękuję! Nawet Karolinka znalazła dla mnie czas i przyjechała ze swoimi rodzicami do Szczecina –...
Wyprawa z Poznania do Kielc autobusem trwała prawie całą noc. Zgodnie z rozkładem PKS o 7:30 rano dojechałam na miejsce; chałka i kefir na śniadanie, hotel, szybki prysznic i już byłam gotowa!
Przyjechałam do Kielc na zaproszenie Klubu Morskiego Horn (www.klubhorn.pl), które wspiera mój projekt od ponad roku. Swoją wizytę zawdzięczam przede wszystkim Adamowi Rogalińskiemu, który z pietyzmem przygotował plan mojego pobytu oraz dołożył wszelkich starań, abym z żalem stąd wyjeżdżała!
Rano byłam gościem Radia Kielce skąd bezpośrednio udałam się na spotkanie z Wiceprezydentem Kielc Andrzejem Sygutem. Jak dobrze, że Klub Morski może liczyć na otwartość i przychylność władz swojego miasta.
Wieczorem, w Bibiotece Uniwersyteckiej spotkałam się z Kielczanami. Cóż to było za spotkanie! Przybyli bracia żeglarze, przyjaciele rejsu, znajomi znajomych i ... nowi przyjaciele. Wyobraźcie sobie jaki...
Spotkań było mnóstwo, wszystko trzeba było umówić, przypomnieć się, stawić się we właściwym miejscu o właściwej porze, przesłać materiały, autoryzować artykuły, a dostać link, a wstawić na stronę, a podziękować... a wyprać coś, a wyprasować, a pamiętać podzowonić, a to, a tamto... słuchajcie nigdy w życiu chyba badziej zajęta nie byłam i z większym brakiem snu nie walczyłam... dobrze, że siostra przyjechała mi pomóc, bo bym nie wyrobiła... Wizyta w Warszawie to dla mnie szczęśliwy ciąg owocnych spotkań, nagrań i wejść na żywo w radiach i telewizjach, spotkanie z Karolinką na żywo przed kamerą... kilka wywiadów dla gazet i rozładowujący się telefon – zabranie ze sobą zapasowej baterii było jednym z moich lepszych pomysłów ;)
Zasypiałam prawie na stojąco, ale jak było mi ciężko to mówiłam sobie: robisz to dla podopiecznego Fundacji "Mimo wszystko", musisz być silna. Dwa tygodnie poświęciłam z mojego rejsu by...
Kraków, 25 styczeń
Jeszcze wczoraj rano jechałam z Ustki samochodem do Warszawy, a już wieczorem tego samego dnia jechałam pociągiem z nowej do starej stolicy Polski... I jestem w Krakowie!
Zastanawiam się, skąd tyle siły we mnie i w innych, którzy mi pomagają, żeby zrobić taką akcję po raz kolejny? Przygotowanie wyjazdu Karoliny było wyzwaniem dla wielu zaangażowanych osób - ale to właśnie dzięki Karolince chyba tę siłę znajdujemy: jej uśmiech, jej radosść życia i dzielność nauczyły mnie, nas, by walczyć jeszcze mocniej. Za to Ci bardzo dziękuję Karolinko.
Niedzielny poranek, znowu pośpiech tym razem nareszcie spotkam się z zespołem
Fundacji „Mimo Wszystko” i wraz z Panią Anną Dymną będziemy rozmawiać o szczegółach acji „Rejs z Nataszą 2”. Krakowski Rynek (tu jest pięknie o każdej porze roku), Teatr Słowackiego - chwila wyciszenia przy lekturze poezji, potem czas na kawę i otwartą rozmowę... Spotkanie z Panią Anną...