30 - 04 - 2009
29.04.2009 Pozycja: 05 57N, 046 17W po pierwszej nocy z wielkimi szkwałami jakaś taka bojaźliwa się zrobiłam, oszczędzam płótna nieco. wiatr się wzmógł, z palcem w nosie ponad 25 węzłów, Tanasza ciężko wspina się na fale, potem bokiem z niej zjeżdża, a jak dostanie jeszcze jedną falę od rufy to pokład zalewa się wodą... potem w dolinie fali nieco hamuje bo fale zasłaniają wiatr... i znowu rozpędza się, wspina na fale... w środku jak na rodeo... muszę przyznać, że jestem nieco zmęczona. miałam zwarcie w alarmie w GPS, nie wiem teraz czy nie widzę na ais statków bo jest zepsuty czy dlatego, że ich nie ma? wydawało mi się, że w nocy widziałam jeden na wyświetlaczu, ale albo mi się śniło, albo ze zmęczenia go zignorowałam... chciałabym jakiś zobaczyć, żeby się przekonać, że wszystko działa jak należy. jeden słoneczny panel nie działa na pewno, doładowuję baterie silnikiem. wieczorami czasem słychać jak...
do góry ^
28 - 04 - 2009
obudziłam się "sama z siebie" w nocy. na moim kursie był statek. ale nie płynął kiedy widziałam go na AIS. dobrze jest myśleć, że to przyjazny brazylijski rybak, ale po ostatnich doniesieniach o pirackich atakach w tych rejonach wolę się nawet nie odzywać na radio, właśnie omijam ich w odległości 4 mil. jest 0330 rano lokalnego czasu. cieszę się, że się obudziłam. później: zulu 1930, pozycja: 04 57N, 044 33W,
do góry ^
28 - 04 - 2009
27.04. 2009  Pozycja: 04 05N, 043 06W szkwały przychodzą nocą bez ostrzeżenia. są długie i silne (nie widać bez księżyca). chyba doleję dziś paliwa do kuchenki - znudziło mi się jeść zupki chińskie na sucho:)
do góry ^
26 - 04 - 2009
niedziela 26.04.09 pozycja 02 56N, 041 35W,  znalazłam w końcu South Equatorial Current (prąd), którego tak szukałam. nieduży, ale jest! fajnie coś tak znaleźć w oceanie :) trudno się dobrze "zaształować" w koi, rzuca na wszystkie strony.
do góry ^
26 - 04 - 2009
25.04.09 pozycja 01 43 N, 040 15 w, wieje 20-25 węzłów, bajdewind. statek 8 mil na północ ode mnie, ponoć miał "dobry" prąd, staram się tam dostać powolutku. w nocy miałam szkwały z taką siłą, że trzeba się refować zmienne aż do braku prędkości w ogóle, aż chciałoby się jeszcze trochę żagla dołożyć. calusią noc czuwałam. dziś "szkwaliste" chmury, rzuca nieprzyjemnie pod pokładem, niewiele da się zrobić. dobre myśli bliskich przysłały do mnie delfiny i ściągnęły tęczę... widziałam też takie różowe meduzy. moje rozczesane włosy (a to nie lada wyczyn) wplątały się w wiatraczek. a on na to "wyzionął ducha". musiałam go znowu reanimować...
do góry ^
25 - 04 - 2009
właśnie przeszłam Równik! Pozycja: 00 00 51 N, 037 56 W  2150 zulu, 23.04.09  Soczkiem podziękowałam Neptunowi i poprosiłam o dalszą łaskawość. Rozmawiałam przez radio ze statkiem, który przepływa niedaleko. według map powinniśmy mieć prąd przechodzący „z nami” z prędkością około 2 węzłów, ale jest odwrotnie :( później: jest gorąco, zdaje się, że gubię to „prądzisko”; ręka z czasem się zagoi zapewne jak przestanę ją moczyć deszczem i targać linami. Mrówki ze skrzydełkami ciągle obecne. Wiatr, choć z dziobu, pozwala na powolną żeglugę. Pozytywne myśli mnie nie opuszczają.
do góry ^
24 - 04 - 2009
czwartek00 13 S, 037 34 W;  1600 zulu. mam zupełnie przeciwny wiatr, bosko, co? zmuszam się, żeby coś zjeść, wzięłam kąpiel, ponownie naprawiałam wiatraczek, staram się odpocząć, ale jakoś przez to powolne płynięcie i wyczekiwanie szkwałów; ciężko mi.
do góry ^
24 - 04 - 2009
22.04.09 pozycja:  00 59 S, 036 23 W, słońce się troszkę przedarło, wiatr absolutnie z dziobu NNW (z północnego – północnego zachodu), prąd ciągle przeciwny. później: szkwały przychodzą z tylu, wiatr z dziobu nie pozwala „iść” gdzie chcę, jedyna opcja to odejść nieco (zbytnio) na zachód i wracać w przeciwprąd, do tego "martwa fala" (swell) ze wschodu. to przecież jest jakaś żeglarska masakra. nic tylko pozostało cierpliwie robić to, co można i czekać aż coś się odmieni... krok po kroczku... mila po mili... jeszcze później: wiatr po ulewie był z rufy, a teraz „siadł” zupełnie. widziałam fontanny wieloryba i jak wyskoczył z wody i machnął na mnie ogonem...
do góry ^
24 - 04 - 2009
21.04.09 pozycja: 01 47 S, 035 27 W, 224 mil od Fernando, powinno być 300 przynajmniej :( zdecydowałam się zupełnie odejść od brzegu by „zgubić” przeciwny prąd. no dajcie spokój, trzeci dzień się z nim męczę. od wczoraj nie mam wiatru, za to pełne zachmurzenie i deszcz. żeglarstwo to także szkoła cierpliwości. zanim wysłałam blog to zrobił się wiatr SW (południowo – zachodni) ciekawostka, ale przynajmniej jest jakiś i zdaje się, że powolutku wychodzę z tego prądu!!
do góry ^
20 - 04 - 2009
blog 20.04.09 pozycja 02 39S, 034 49W; ło matko! szkwały z deszczem i silnym wiatrem z dziobu, potem „zbita” fala, potem cisza i wiatr znowu z dziobu, i znowu cisza... a wszystko okraszone przeciwnym prądem nie pozwalającym mi „iść” szybko... tak to wygląda. nie mogłam wyłączyć silnika, Janek z Hawajów pomógł telefonicznie, bo on zna doskonale „Tanaszę”, szykował ją ze mną do podróży. od teraz będę to robić zdejmując schodki i kładąc się na silnik w celu dosięgnięcia dźwigni, która znajduje się z tyłu... wczoraj ręka ześliznęła mi się i „poszła” na chodzący alternator, z palcem nie jest dobrze, ale mogło być gorzej. dziś także po lewej burcie mam jacht. Od 16 lat pewne małżeństwo płynie sobie nim dookoła świata... nie mają świateł w nocy, muszą więc na mnie uważać... przecież ja czasem śpię...
do góry ^
20 - 04 - 2009
pozycja: 03 06 S, 033 38 W, niedziela, 1800 zulu Gdy szukaliśmy kotwicy kolejny raz, rybakowi Bita przyglądały się dwa rekiny, ogromna barakuda i żółwie, ale kotwica zdecydowała zostać w tym pięknym zakątku świata.  Francuski samotnik pomógł mi wciągnąć ponton i jak zeszłam z bojki od razu przeszłam zmasowany atak mrówek ze skrzydełkami, i Rybacy długo jeszcze na radio sprawdzali czy wszystko ok. jestem naprawdę wzruszona jak ludzi tu są życzliwi.  W nocy nie było wiatru, teraz jest trochę. Jest strasznie gorąco, parno i duszno. Czasem przejdzie jakaś chmura z deszczem. Jestem w jakimś prądzie przeciwnym do tego, w którym chce sie znaleźć więc nie muszę wspominać, że marne 3, 5 węzła prędkości nie radują... ale już przynajmniej jestem 80 mil od brzegu a zawsze to coś - trzeba cieszyć się z tego, co mamy. Cały dzień jestem bardzo słaba. Nie pamiętam bym była tak słaba fizycznie. Nie wiem, co jest.  
do góry ^
19 - 04 - 2009
wczoraj wieczorem autopilot dotarł!!!!!! Jeju, jak się cieszę! po takich staraniach i moich nerwach i łzach i tysiącach wykonanych telefonów i do Sao Paulo i do Chicago, gdzie Andy i Krzysztof Kamiński walczyli jak lwy by przesyłka dotarła z jak najmnijeszym opóźnieniem... Dostało mi się także krówki i polskie magazyny, tak bardzo dziękuję. od razu w ponton i jak ta strzała na jacht sprawdzić czy działa. działa. bosko! jutro więc wypisuję się z kraju, ostatnie sprawy w tym kolejna próba znalezienia zatopionego skarbu w postaci kotwicy i „śmigamy”.
do góry ^
18 - 04 - 2009
13,14,15,16,17 kwietnia 2009 od razu zabrałam się za robotę. napompowałam ponton i silnik zaburtowy nie działał... okazało się (po alpejskich wyczynach „naprawczych”), że – uwaga! - nie otworzyłam dopływu paliwa :) super jestem, co? potem naprawiłam przeciek z pomocą brazylijsich żeglarzy, potem odprawa, jakoże nie planowałam tutaj stawać nie musiałam płacić za postój, a wyspa nie jest wcale tania. potem jogurt!!!!! wypiłam naście małych buteleczek. potem znalazłam elektronika Paulo i naprawiliśmy pompę zęzową (biedak, w miedzy czasie wychodził na deck i rzygał, ale twardo wracał i reperował), potem znalazł mi chyba jedyny dostępny na wyspie głośnik i mam muzykę!!! wczoraj też przypłynął tutaj samotny żeglarz Francuz,przeplynięcie 300 mil zajęło mu dwa tygodnie bo nie ma silnika, a wiatru było jak na lekarstwo... fajnie tak się nie spieszyć...  w nocy spałam na deku pod gwiazdami, rano obudził mnie plusk delfinów, w...
do góry ^
17 - 04 - 2009
obudziłam się, jest 0530 rano. piękne gwiazdy, delikatna bryza... mam 16 mil do kotwicowiska, widzę światła wyspy i chyba jej zarysy. cieszę się, że tam będę. ponoć jest pięknie. zobaczymy.    o 0730 lokalnego czasu (- 4 godziny od Polski) zakotwiczyłam przy Fernando de Noronha. Bońciu, jak tu ślicznie!
do góry ^
17 - 04 - 2009
12.04.08 Wielkanoc, no wielka była, nie powiem. jeszcze 73 mile, kolejna ciężka noc za mną, ale „gnioty” zostaly z czułością  nazwane „gniocikami” bo taki jeden to mnie obudził jak szłam na kolizyjnym kursie ze statkiem, a statków dzisiejszej nocy jak to zwykle blisko lądu bylo po prostu dużo. dzień spędziłam w saunie, bo wiatraczek się zepsuł (jasna sprawa przecież nie zepsułby się gdybym go nie potrzebowała) ostatnie dni sterowałam więc, teraz nadrabiam z porządkami świątecznymi. odświętnie się też ubrałam i zadzwoniłam z życzeniami na moje urodziny do Mamy  - toć to bardziej Jej święto niż moje! p.s. dostaję wiele sms’ów z życzeniami - tak bardzo wszystkim dziękuję. sama... ale nie samotna!!! :)
do góry ^
11.04.09 134 mil do Fernando, Poszycja  04 44 S, 030 19 W, szkwaliło cały wieczór i noc (raz z taką silą, że aż bolały spadające na ciało krople i nie można było otworzyć oczu).  Jedno jest pewne: człowiek może wytrzymać więcej niż mu się wydaje... mam za sobą 22 godziny za sterem NON STOP. nadzieja w człowieku też jest niesamowita: całą noc powtarzałam sobie, że ten szkwał to już na pewno ostatni, a potem, że może poranek coś zmieni... no i zmienił - wiatr zdechł zupełnie - czyli nadal musiałam sterować już na silniku). w pa-lą-cym  słońcu wypatrywałam każdego podmuchu, zmieniłam listwę w samosterze na lekkie wiatry, ale to niewiele dało. cały dzień oglądałam ptaki łowiące wyskakujące z wody tuńczyki by nie zasnać... miałam też gości... pierwszy raz na Atlantyku piękne stado delfinów...
do góry ^
14 - 04 - 2009
Baran 20.03-20.04 Mars planetarnym patronem BARANA A twa odwaga jest twym sprzymierzeńcem. Zawalidrogi znoś mocą tyrana, jesteś swego losu ulubieńcem. Lubisz poznawać pozamorskie światy... Ale marzenia kiedyś wirtualne mogą okazać się całkiem realne. A jeśli zjawia się jakieś nowe, to będą piękne, miłe, uczuciowe.
do góry ^
13 - 04 - 2009
12.04.2009 Święta Wielkanocne i moje urodziny. mniej niż 100 mil od Fernando de Noronha   Wigilii Bożego Narodzenia na morzu spędziłam już sporo, ale zastanawiam się czy Wielkanocne Święta są moimi pierwszymi na morzu... i chyba tak, a na pewno są pierwszymi jakie spędzam sama. w dodatku przypadają dziś moje urodziny.   moje plany na Święta w liście wysłanym do rodziny ze Św. Heleny wyglądały tak: - mieć w Święta piękną pogodę czego Wam też życzę. - planuję ugotowac jajko, może pomaluję je flamastrami i okleję taśmą gaflową we wzorki... - zjem jajka w czekoladzie od Beatki i Wandy, zjem ogórki od Jadzi, które naprawdę są jak Polskie, króliczek z białej czekolady co dostalam od Allana na pozegnanie czeka na mnie i ma najprawdziwszy w świecie dzwoneczek na szyi (przykleję króliczka do rumpla - niech sobie posteruje??:)... Życzę Wam, żebyście znaleźli dla siebie czas w te Święta, dla siebie, dla najbliższych, dla...
do góry ^
13 - 04 - 2009
10.04.09. pozycja  05 36 S, 028 34 W wcześniejsza noc to 10 ptaków na jachcie, jeden siedział mi na ręce i dał się głaskać. wielkie "halo" wokół księżyca i paskudnie zachodzące na czerwono słońce... no i ze szkwałem autopilot znowu się rozwalił... a wczorajszy dzień to "tylko" kilka ptaków na jachcie, pełno tuńczyka wyskakującego z wody (i to godzinami) no i ulewy!!!, szkwały, nie mogłam nawet wyschnąć, nie nadążałam naprawiać samosteru... "Gnioty" - jak nazwałam swoje szkwały były albo z silnym deszczem i wiatrem, albo w ogóle bez wiatru, albo jeszcze z wiatrem z zupełnie niespodziewanego kierunku... szkoda gadać,musiałam cały czas sterować... no już tak ciężkie ulewy i to cały dzień... około północy dopiero wiatr "siadł" zupełnie - no, to samoster bez wiatru już w ogóle nie posteruje sobie więc nadal musiałam sterować ja samiuteńka, potem ledwo ledwo powiało i mogłam się położyć. byłam tak zmęczona, że nie...
do góry ^
13 - 04 - 2009
9.04.09 pozycja 06 12 S, 027 08 W dziś było i jest jeszcze ciężej, nie mam siły pisać. nawet radio z muzyką mi "siadło". no już tego to nie przeżyję chyba!?
do góry ^
08 - 04 - 2009
Pozycja 06 44 S, 026 03 W,  wczorajsza noc była dla mnie bardzo, bardzo długa... aż nie chce mi się o tym gadać.
do góry ^
07 - 04 - 2009
Moja pozycja: 07 22 S, 024 30 W;  515 NM jeszcze. ciekawe czy zdążę przed zmrokiem 12-go... fajnie by było. dziś natomiast zderzyłabym się ze statkiem. Widząc go na AIS (to taki instrument co pokazuje statki dookoła) wywoływałam go przez radio od jakiegoś czasu, i nic. no to będąc już zdecydowanie bliżej zmieniłam kurs i dałam silnik cała na przód. gdy zdążyłam go zostawić około pół mili za rufą odezwał się przez radio Pan Koreańczyk pytając skąd ja do niego mówię i po co? dobre sobie, pierwszy kwietnia mu się przedłużył czy co?
do góry ^
06 - 04 - 2009
Moja pozycja: 08 21 S, 022 40 W;  638 mile do celu. dziś w nocy dużo mi się śniło, bo co i rusz wstaję by pompować zęzę. Raz, coś mi się nie zgadza z kursem, myślę: kurczę, samoster naprawdę już prawie nie trzyma... a tu patrzę a ptak siedzi na jego listwie. no nie wierzyłam, tyle miejsca na deku, a ten skromniutko na ostatniej „rzeczy” na jachcie. wyglądało to nieco komicznie jak starał się złapać ruszajacą się na wietrze deskę, ale tak mi go szkoda było, że nie miałam serca go płoszyć choć jak już siedział to jacht płynął nieco złym kursem. później już widziałam go na słonecznym panelu, a potem niedaleko masztu, a rano już go nie było. mam nadzieję, że wypoczął biedaczysko przed swoją drogą bo do najbliższego lądu ma tak jak ja - ponad 600 mil... (chyba, że „śmiga” do Afryki, a wtedy to ma chłopak (?) „przechlapane”... życzę mu wielu jachtów po drodze)
do góry ^
06 - 04 - 2009
nie wiem jak to się stało, że została mi jedna czekolada, policzyłam i wyszła jedna kostka dziennie do wyspy. no masakra jakaś. Żeby się tym nie stresować od razu zjadłam połowę. samoster rozłącza się coraz częściej bez uzasadnionego powodu jak szkwał czy większa fala; a ta stacja radiowa z Trynidadu to jakaś taka "krzywa", żeby nie powiedzieć dosadniej, bo niby jest prawie pełen zasięg a nie da się przez nią połączyć...
do góry ^
04 - 04 - 2009
tak sobie płynę, czytam i wspominam... dziś chcę się z Wami podzielić zbiorem opowiadań, które podarował mi sam autor Andrzej Willman - przyjaciel, którego poznałam w Durbanie. Zbiór opowiadań: "More than 101 true tales" napisany został w języku angielskim i w wersji oryginalnej zamieszczam go poniżej - dziękuję Ci Andrzeju. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał równie bardzo jak mnie. Miłej lektury!  More than 101 true tales
do góry ^
03 - 04 - 2009
ale jaja! (szkoda, że nie da się ich ugotować :)). siłownik to właśnie ta część autopilota, która się „skończyła” – takie całe ramie popychające rumpel. ha, czyli nic nie trzeba będzie lutować, spawać czy Bóg wie co... a ja tu szalałam plując sobie w brodę, że nie uważałam na lekcjach fizyki...  na wyspie więc odbiorę to całe ramie, które po prostu włączę do kontaktu (włączone do kontaktu zazwyczaj lepiej dziala :)) niezły numer, co? się uśmiałam. prąd mnie niesie na Fernando ładnie.
do góry ^
03 - 04 - 2009
Czy widzieliście już efekt mojej pracy i powód, dla którego wypłynełam z Kapsztadu z opóźnieniem? No ja jeszcze nie, jakoże telewizji na "Tanaszy" jeszcze nie mam :).  Troszkę kazałam Wam czekać na wyjaśnienia, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie i się Wam podoba?! http://www.youtube.com/watch?v=jO9Wo9dZWmI&feature=player_embedded Jak Wam już wiadomo, miałam w RPA niezwykłych gości – ekipę filmową; przez kilka długich dni pracowaliśmy naprawdę ciężko . To było dla mnie zupełnie nowe, wyjątkowe doświadczenie; ale najważniejsze, że mój udział w tym projekcie pozwolił zasilić konto Fundacji Pani Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. A teraz ja mogę kontynuować swój rejs, a podopieczny Fundacji dzięki temu będzie mógł wybrać się w swoją wymarzoną podróż. Za kilka tygodni Robert przyleci do mnie na Św. Łucję. Tak się cieszę!
do góry ^
02 - 04 - 2009
2.4.2009 Jako, że mam dosyć martwienia się o moje umiejętności elektryczno - elektroniczne wynalazłam nowy sport: depilacja nóg za pomocą pęsety. polecam każdej pani na uspokojenie myśli i wyluzowanie. do tego choc mam „gicze” dość długie to na bliznach włoski nie rosną, a mnie pełno ich: tu pamiątka po tym jak  na paralotni dziecko się „rozwaliło”, tu oparzyło o rurę wydechową motocykla.. o, a tu coś poszło nie tak na snowboardzie? tu za to „się spadło” z masztu...itd. z tego relaksu to przemyślałam kilka poważnych rzeczy i wnioski mam takie: a) jest strasznie gorąco, a będzie jeszcze gorzej im bliżej równika b) z działającym autopilotem i spinakerem byłoby szybciej :) c) ach, gdyby tak wynaleźli taki siłownik co to się sam montuje... to byloby coś!  chce mi się gotowanego jajka z majonezem. ale nie mam majonezu, a jajka „wyszły” bo zapomniałam kupić na ostatniej wyspie. chce mi się jeszcze naleśników, ale...
do góry ^
02 - 04 - 2009
1.04.09  11 58S, 1500 W, że ja mam naprawić sobie sama autopilota? toć to brzmi jak jeden z lepszych żartów jakie slyszałam na prima aprilis, tyle, że wcale się nie śmieję. bo wyobraźcie sobie płynięcie, jesteście na środku Atlantyku, siada Wam autopilot i okazuje się że: "tego typu autopilotów już nie produkują"!!!, ponoć otrzymam pocztą siłownik. siłownik... ciekawe jak to wygląda? trzeba mi zajrzeć do jakiejś książki albo co. co mi na starość przyszło, no. ja? Naprawic? Autopilota? Dobre, dobre... podoba mi się i jestem jednocześnie absolutnie przerażona.
do góry ^