19.03.09 23 01 S, 002 20 E;
600 mil do Św. Heleny. już zrobiłam listę „rzeczy do zrobienia” w ciągu planowanego, bardzo krótkiego postoju na wyspie. jeśli wpłynę tam w dzień chcę już wieczorem wypływać, a tu trzeba pozałatwiać wiele spraw. cieszę się na gorący prysznic, odwiedziny miejsc upamiętniających zesłanie Napoleona... wczoraj miałam deszcz - słońce, deszcz- słońce, zamykałam klapkę nad zejściówką, otwierałam klapkę... i tak w kółko. a to nie takie proste, trzeba obiema nogami się zapierać; raz, ze zmęczenia, przespałam chmurę z deszczem... i znowu zamókł mi śpiwór. za to podgrzałam sobie zupę z puszki. szkoda jedynie, że naprawiona kuchenka buja się nie tak do końca w jedną stronę i połowa puszki wylądowała na kuchence właśnie zamiast w brzuszku, a do drugiej połowy zupki, jak tak sobie ją jadłam siedząc na schodkach, wlała mi sie fala. ale wcale się nie wściekłam, pomyślałam jedynie: ilu ludziom dziś do obiadu wlała się woda Atlantyku? ...
wiatr jakby nieco siada, będzie (może!?) można wreszcie trochę odpocząć.