08.09.2008r.
I dotarłyśmy na miejsce  Kolejny dzień znowu szybko minął. Wstałyśmy dzisiaj dość wcześnie, bo o 6:45 rano. Samolot miałyśmy o 11:35, ale pani Ada chciała zawieźć nas przed odlotem do parku ze zwierzętami australijskimi. Do celu dojechałyśmy w samą porę, bo na otwarcie. Najpierw poszłyśmy do kangurów. Było to takie niesamowite przeżycie! Zwierzęta te chodziły sobie swobodnie i nie były w klatkach, tak jak w zoo. Można było do nich podejść i nawet je karmić! Są to bardzo delikatne zwierzęta i tak przyjemnie jadly mi z rąk! Było ich tam bardzo dużo i jak stanęłam z karmą, to po chwili byłam otoczona kangurami  W ciągu póltorej godziny zobaczyłysmy więcej zwierząt niż planowałyśmy. Widziałyśmy różne ptaki, pawie normalne i białe, diabła tasmańskiego, psy dingo, wombata i misie koala! Te ostatnie można było dotknąć. Wombat jest dużym zwierzęciem, ważącym 26 kilogramów! To wiącej niż ja! Miał bardzo mięciutkie futerko, tak samo jak misie koala  One zaś siedziały skulone na drewnianej belce i jeszcze spały. Ale były takie słodkie! Po tych przeżyciach, pani Ada odwiozła nas na lotnisko. I nawet w trakcie tego lotu miałyśmy przygodę  Na rozpisce naszych lotów było napisane, że startujemy w Perth, potem mamy międzylądowanie na Christmas Island (Wyspa Bożego Narodzenia), a następnie na Cocos Islands (Wyspy Kokosowe). I byłyśmy pewne, że tak będzie. I planowo wyleciałyśmy z Perth. Po jakimś czasie samolot lądował na (według nas) Wyspie Bożego Narodzenia. Po następnych godzinach wylądowałyśmy na kolejnym lotnisku  tym razem (według nas) Wysp Kokosowych. Poszłyśmy do miejsca, w którym odbiera się bagaże. I właśnie naszego nie było. Zaczęłyśmy dopytywać się gdzie on może być i dowiedziałyśmy się przez przypadek, że  nie jesteśmy na Cocos Islands, tylko na Christmas Island! Poprzednie wyspy, na których lądowałyśmy były naszym celem, a my nieświadomie przedłużyłyśmy sobie lot. Na szczęście samolot do Perth wracał przez Wyspy Kokosowe i udało nam się zawrócić. Doszłyśmy potem z Elizą do wniosku, że miałyśmy złą rozpiskę. Ale wszystko skończyło się dobrze. Na lotnisku przywitała nas Natasza Caban razem z osobami z wyspy, którzy przyczynili się do mojego pobytu tutaj. Z lotniska poszłyśmy do pokoju zostawić rzeczy, potem na kolację, a później postanowiłyśmy zwiedzić nowe miejsce. Wyspa nie jest duża, bo ma tylko 14 kilometrów długości. Ocean Indyjski jest przepiękny. I w ogóle to miejsce jest tak magiczne, że nie da się tego opisać słowami. Jest po prostu CUDOWNIE!!! Po naszym wieczornym spacerze, wróciłyśmy do pokoju i do późnej nocy rozmawiałyśmy z Nataszą o różnych rzeczach  Jest ona niesamowitą osobą o wielkim sercu, z którą od razu się zaprzyjaźniłyśmy  A jutro pierwszy dzień niezwykłej przygody!
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>