7.08.2009
nowe widoki „chmurowe” - nie wiedziałam co o nich myśleć, niebo było jakieś takie… dziwne, a to zły znak...
z czasem zaczęło nieźle wiać. było to już na granicy moich nerwów jak „Tanaszka” zaczęła bić o fale tak, że aż maszt drżał. Myślałam, ze przejdzie, że to chwilowy szkwał, ale z czasem zdałam sobie sprawę, że to moja nowa rzeczywistość i musiałam refować żagle już w niezłych falach; nie mam wiatromierza, ale wieje - sporo.
w nocy wiele razy widziałam ptaka (tego samego?), dziwne, bo jak wychodziłam się rozejrzeć to on nadlatywał zza rufy i potem przelatywał do dziobu i leciał sobie zupełnie przed „Tanaszką”, jak galion. jakiś dziwny. W ogóle dziwna ta moja nowa rzeczywistość...
jest noc. co przyniesie dzień?
istną naukę żeglowania, kompromis pomiędzy żeglowaniem bardzo „na wiatr” a nie obijaniem dziobu spadając z fal, kompromis pomiędzy prędkością a kątem do wiatru... do wyspy Santa Cruz jeszcze 218 mil. wiatr zmienia się co jakiś czas, to pozwala iść przez godzinkę w kierunku, którym chcę, to znów zmienia się na bardziej niekorzystny i trzeba robić zwroty... o teraz wiatr zdecydował wyciszyć się prawie zupełnie.. no. to tyle co u mnie na dziś.
O, nie, jeszcze coś. chciałam powalczyć z genuą, może udałoby mi się jej troszkę rozwinąć, ale nie mogę, bo na dziobie siedzi sobie ptak (znowu ten sam? może to jakiś szpieg, albo coś?), duży bardzo jest (urósł przez noc???), z fioletowym dziobem (może z zimna?). nie rozwinę więc na razie genui, nie chcę go spłoszyć, no nie mam serca jak tak sobie odpoczywa…? a może zbiera szpiegowskie materiały? :). podryfuję więc nieco, może przyjdzie wiatr...