Panama, 16.07.2009
hm, popłynęłoby wkrótce dziecko, ale najpierw przyszło mu rozwiązać pewien problem.
najpierw trzeba go przemyśleć, a że nie powinno się o rzeczach problematycznych rozważać „na pusty żołądek” to idę coś zjeść.
zbieram się do wyruszenia w drogę „jak sójka za morze”, bo życie rzuca mi wyzwania rozmaite co rusz. trzeba sobie radzić, ale plan jest by radzić sobie... dobrze.
jak mówię: bez przyjaciół byłoby bardzo ciężko, nie wyobrażam sobie, żeby człowiek mógł bez nich przetrwać...
wszystkim życzę takich przyjaciół jakich ja mam w swoim rejsie. na przykład Pan Piotr z Medivet’u jest z moim rejsie, gdy jest źle i gdy jest dobrze. Zawsze mogę liczyć na jego pomoc, aż mnie to wzrusza... dziękuję Piotrze, za wszystko.
moi znajomi w Panamie także nie szczędzą sił by mi pomagać, naprawdę wszystkim bardzo dziękuję.
no a na lżejszą nutę, już czwarty niż się wykształtował o ładnej nazwie Dolores, bosko, może nawet spotka po drodze poprzednika Carlosa, połączą się i poszaleją na Pacyfiku… a ja siwieję na samą myśl, że mogłabym się znaleźć w ich wnętrzu...
ogólnie rok zapowiada się... huraganowo...trzeba będzie nieco powalczyć...
w ramach dzielenia się z Wami moimi wrażeniami z Panamy dodam, że podoba mi się jak kobiece są tutejsze kobiety. paznokcie zawsze mają zadbane, zwykle długie, szpilki noszą na codzień, zawsze ich nadgarstki zdobi jakaś bransoletka a uszy kolczyki... aż miło popatrzeć.
co jeszcze, chcę już płynąć. bardzo. wzrok zatrzymuje się coraz częściej i na coraz dłużej na widoku wody, trasę Pacyfiku mam w myślach gdy zasypiam...