19 - 01 - 2009
Góra Stołowa totalnie przykryta chmurami i wieje w marinie dokładnie 53 węzły. spycha człowieka jak idzie po pomoście, wyrywa rzeczy z ręki, ciężko iść pod wiatr znaczy w bajdewindzie :), tak wyje, że nie słychać własnych myśli, maszty kolebią się naprawdę mocno, jachty szarpane są na cumach...
Tanaszka została dziś przesunięta i nieco bliżej mam teraz do jacht klubu. Jednakże, mimo iż odkąd jachty ARC'u (www.worldcruising.com) wypłynęły i jest możliwość bym stała jeszcze bliżej, to ja lubię ten "przymusowy" spacer. Oglądam wtedy inne jachty patrząc jakie mają rozwiązania, można powiedzieć „dzień dobry” nowym znajomym...
Ale dziś wieje tak strasznie, że choć Tanaszka należąca do Inter-Pro Sailing Team jest bardzo dzielna to, nie wyobrażam sobie być teraz na zewnątrz portu i z ciężkim sercem myślę o tych, którzy tam walczą o przetrwanie. Oczekujemy tutaj przybycia najmłodszego kolegi  Zac'a, który samotnie –SAMOTNIE! :) przemierza świat (www.zacsunderland.com ), jest właśnie w drodze do Port Elizabeth.
A wiecie kto jest komodorem Royal Cape Yacht Club? John Martin. Ten John Martin. Opowiadał mi jak ścigał się jeszcze z R. Konkolskim dookoła świata... eech, samotnicy... mały świat i wiele można nauczyć się o tych, którzy mają za sobą ponad 90 tysięcy morskich mil „singlehanded” (w pojedynkę), jak John.
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>