23 - 09 - 2007
Silniki mnie chyba nie lubią. Piszczy to takie, za każdym razem jak go odpalę. Pasek klinowy, rzekł Jan Kański z Katowic. Czyli nie jest źle. Mogło być gorzej. Teraz jeszcze muszę się wdrapać między silnik i jego obudowę. Szkoda, że moja ‘dieta cud’ podczas rejsu, czyli choroba morska - nie dała mi się we znaki. Ani razu sobie nawet nie rzygnęłam, więc i kilogramów nie ubyło a obudowa silnika jak na złość niezbyt duża. Jasiu powiedział, że jak się wymieni paseczek na nowy to i tak będzie troszkę piszczał na początku bo kółka dwa z nim działąjce są nieco starawe. (Się narobiło). Powiedział także, że naciągnąć paseczek trzeba odpowiednio. Jak nagnę paluszkiem to ma się nie poddać więcej niż centymetr, a jak go obrócić, to ma pójść maksymalnie 90 stopni. Skąd on to wszystko wie, ja sie pytam. A przecież chciałam być mechanikiem, a jakże, choc w sumie czego ja w życiu nie chciałam.....
do góry ^
22 - 09 - 2007
Fuj! Właśnie w kiści bananów przytargałam sobie na jacht pięć szczypawek. p-i-ę-ć! fuj, fuj, fuj. I jeszcze raz fuj. Ci co mnie dobrze znają wiedzą, że ich morderstwo klapkiem okraszone było wielkimi okrzykami, gdy te próbowały uciekać wdrapując się na mój szlauch. Oczywiście dobry zwyczaj mówi: "wywieś bananki za burtą w słonej wodzie na czas jakiś albo przynajmniej je wymyj", ale ja oczywiście zadowolona od razu uwiesiłam je w kokpicie. I jem sobie jem i nagle widzę te ogromne, okropne, na pewno włochate i niebezpieczne dla bytu ludzkości szczypawki. Najpierw pierwsza, potem druga...mój Boże. A najgorsze w tym okropnym wydarzeniu było to, że cała kiść zawisła na moim ulubionym sznurku, którego więc nie mogłam odciąć. Musiałam grzebać rękoma po tych bananach, żeby je zdjąć, minuty zdawały się godzinami. No fuj Wam mówię. już mi się chyba odechciało tych bananów.
do góry ^
21 - 09 - 2007
Mój sąsiad Max z jachtu ‘Safina’ zawołał mnie na kolację dwa razy, ale za każdym z tych razów nie byłam na ‘Tanaszy’, więc musiałam obejść się smakiem, ale załapałam się za to na rodzynki zalewane rumem i próbkę nowo zrobionego jogurtu (patrz kilka listów niżej). zaraz po pracy nad komputerowymi mapami polało się wino i usłyszałam morskich opowieści dziwnej treści ciąg dalszy. Max robi to co ja. Jedynie z tą mała, choć zasadniczą różnicą, że jego rejs dookoła świata zajmuje mu już jedyne 20 lat. Max przygotowuje nawigację. Dziś na dobranoc usłyszałam o jednej z wysp archipelagu Cook’a, na której żyje zaledwie 67 osób i wszyscy pochodzą z jednego pradziada. Opowiedział mi także o pilocie kanału Sueskiego co to...
do góry ^
20 - 09 - 2007
No i się dorobiłam. infekcji w układzie moczowym. Samotnemu żeglarzowi to i zapalenie w pęcherzu. Ogoliłam z tej okazji nogi i pojechałam do miejscowego szpitala. Szpital jak szpital. Zielony, z widocznymi brakami w wyposażeniu dla sprawnych inaczej i z długą kolejką po druczek potwierdzenia zapłaty za wizytę. I tak podziwiałam panią w okienku, która całymi dniami wypisuje imię, nazwisko, zapłacone. Mając świstek w ręce należało stanąć w drugiej długiej kolejce - przypomina Wam to coś? bo ja poczułam się jak za dawnych czasów, a pan, dzięki któremu czułam się znowu młodo nadał mi numerek i jedyne 2 godziny później byłam w gabinecie. Ech, nie dziwo, że wszystko wolno szło. Pan lekarz albo sam cierpiał na anemię, albo już wyspiarski czas zupełnie uderzył mu do głowy, bo prędko to ani się nie poruszał, ani nie mówił. Mało tego, po angielsku o dziwo prawie wcale. Pogimnastykowałam swój francuski, on coś porysował i doszedł do...
do góry ^
19 - 09 - 2007
Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie, nie dość, że mam pełno roboty to komary mnie obudziły. Mamy ich tu dużo, gdy nie ma wiatru. Zwykle mam taki specjalny środek na te paskudy. Jest to spirala, którą wtyka się na mały stojaczek i się to podpala. Dymek truje owe paskudy, więc trzymają sie z daleka. (ciekawe co jeszcze truje?) chyba że spirala się skończy i wówczas mamy pobudkę skuteczniejszą niż najgłośniejszy budzik. Poranki są piękne. Wszyscy śpią, woda w zatoce jeszcze nie zmącona pontonami i małymi stateczkami, które kursują w tę i z powrotem pomiędzy małymi wysepkami, to taki idealny czas na kawę i obmyślenie planu na cały dzionek. W "normalnych" warunkach dodałabym także, że to czas na prysznic, ale prysznice w marinie otwierane są dopiero o ósmej, zwykle jest to jakby self - service i trzeba samemu iść po klucz, poza tym woda nagrzewana jest słonecznymi panelami, więc rankiem nie ma co liczyć na gorącą wodę. Ale to nie szkodzi,...
do góry ^
18 - 09 - 2007
Wczoraj miałam smutny poranek. Jakoś tak po wypłynięciu najlepszych przyjaciół czuje się taką pustkę, gdy miejsca po ich jachtach są wolne. Zawsze mówiłam, że lepiej wypływać pierwszemu, nie czuje się tego tak mocno. No więc od rana wzięłam się do pracy. Wytargałam moje mapy by prześledzić palcami clałą moją kolejną podróż. Vanuatu - Wyspy Kokosowe. Na stoliku obok jachtu leżą sterty dużych placht papieru, niestety okazało się, że niekoniecznie tych, które potrzebuję. Zamówiłam je przed wypłynieciem z Hawajów drogą pocztową. Niech no Wam przypomnę, że Hawaje to też wyspa i wszystko trzeba ściągać albo statkami albo samolotami. Moje mapy przylecialy samolotem z Florydy i doszły w ostatni dzień przed moim wypłynieciem. Nie bylo okazji dokładnego przejrzenia tego co zawierała przesyłka z tubą. To był mój bląd. Ale zbieram żniwo z pochyloną głową, bo naprawdę spieszyłam się obligowana pogodą i robiłam co mogłam, żeby...
do góry ^
17 - 09 - 2007
Dzisiaj nastała niedziela. Uwielbiam niedzielę na lądzie, bo na morzu to nie ma znaczenia, który to dzień tygodnia. Gdyby nie nawigacja to człowiek nie wiedziałby nawet która jest godzina. Bo i po co. Słońce wstaje - jest dzień, księżyc wschodzi - jest noc. I tyle. To na morzu, a tutaj niedziela oznacza między innymi małe korki, bo wyobraźcie sobie, że miasto Port Vila choć malusie - naliczyłam 18 ulic :) to samochodów jak komarów. Znaczy się dużo. Przeważnie są to przepełnione autobusy, bo mało który mieszkaniec wyspy wóz posiada. Za 100 vatu (mniej więcej 3 zł) można karnąć się gdzie ci się spodoba, chyba że nie dogadasz się co do ceny na początku autobusowego szaleństwa i możecie cię kosztować ta przyjemność aż 20 razy więcej. Są też taksówki, ale czasem w takim stanie technicznym, że wsiadasz i pan taksówkarz nie może zastartować silnika. Natomiast jak już samochód jest w stanie jechać to jedzie jak szalony! Biada...
do góry ^