25.08.2009
naprawiłam to ładowanie, naplątałam warkoczyków z kabelków, tu jakaś podkładka, tam jakaś nakrętka i teraz to aż sobie czasem kluczyk przekręcam by się napatrzeć i nacieszyż, że działa. jeju, ile ja się uczę żeglując samotnie, fajne uczucie! - jeszcze z dziesięć kółek dookoła świata i może w końcu w siebie uwierzę?! :)
wiaterek bardzo leniwy, to i my z „Tanaszą” płyniemy nieco leniwie, ale w za to w dobrym kierunku - co też jest fajnym uczuciem po ostatnim etapie. Taka odmiana dobrze robi!
zrobiłam sobie mizerię, zamiast śmietany użyłam serka typu „Philadelphia” (mam go jeszcze z Panamy) dodałam do niego koperku ze słoiczka i powstała pychotka. nawet się przy tym nie oparzyłam (ale to tylko dlatego, że szczęśliwie nie trzeba mizerii gotować :)
a ten wiatr to tak mi z każdej strony powiewa... i ja się zastanawiam ciągle jak radzą sobie z tym żaglowce? No bo co, że niby w nocy załoga włazi na reje, aby refować jak przychodzi szkwał? i za godzinę wchodzi na reje ponownie, żeby to odrefować? tak bardzo chciałabym się kiedyś sama przekonać jak to jest, tak pływać na prawdziwym żaglowcu...