16 - 02 - 2009
Po historii z samochodem, w Ustce śpię zaledwie dwie godziny, bo już o ósmej rano mam wejście na żywo w radio.
Potem pożyczam samochód od przyjaciela i jadę pozałatwiać sprawy, wywiad do telewizji, do radio, jedno spotkanie, drugie spotkanie, przygotowanie materiałów do spotkania nazajutrz.. W domu jestem po 21:00, padam, ale trzeba jeszcze wyprać koszulę, spakować rzeczy, przesłać materiały, podzwonić... jak dobrze, że mogę liczyć na pomoc Mamy!
Krótka przerwa w pakowaniu na podróż do Szczecina i znów dosłownie na chwilę jestem w domu rodzinnym... milion spraw, nie mam jak się do nich nawet zabrać, trzeba się spakować przed wylotem a ja jeszcze dobrze nie rozpakowana po przylocie z Kapsztadu. Lista rzeczy do zrobienia rośnie a nie maleje.
Wcześnie rano Moja Mama odwozi mnie do Gdańska na lotnisko, ale po drodze musimy jeszcze zatrzymać się w Gdyni, odkładamy już telewizję na żywo na po powrocie, radio też przekładam na inny termin, nagrywamy jedynie materiał dla telewizji na „wkrótce”, robię jakieś zakupy dla przyjaciół w Afryce, jeszcze to i tamto... na lotnisku przed samolotem padam i nie mogę się już ruszyć.

W samolocie natomiast przesypiam wszystkie posiłki, mało tego raz to już wszyscy wyszli z samolotu, a ja ciągle spałam, przesiadek nawet nie pamiętam...
Już jestem na powrót w Kapsztadzie, przywitało mnie słońce i 30 stopni. Czy ja w ogóle byłam w Polsce? tak szybko ta wizyta zleciała i w takim tempie, że nie miałam nawet czasu na herbatę z Mamą... wróciłam do RPA nieprzytomna ze zmęczenia...
Po przywitaniu się z zaprzyjaźnionymi pracownikami Royal Cape Club’u - porozdawałam im Polskie słodycze choć długo musiały być na słońcu bo całe się porozklejały:) przyszłam na jacht tak zmęczona, że niesienie komputera sprawiało mi trudność, jacht czekał na mnie czyściutki, pod owiewką znalazłam kartkę, że ktoś może wyczyścić mi dno za darmo (dno jachtu :), a zanim poszłam z torbą prysznicową do łazienki na deku czekał na mnie.. zimny napój. dbają tu i o mnie i o jacht. dziękuję Wam wszystkim!!!
Nie wiem czy potrafię Wam opisać co czuję teraz stojąc boso na drewnianym pomoście koło „Tanaszki” patrząc na Górę Stołową przez pryzmat masztów w marinie... czuję szczęście, spokój... jak i niepokój przed kolejnym etapem - nieznanym... ale przede wszystkim raczej to szczęście: jestem tutaj, mam za sobą Ocean Indyjski, przecież to niesamowite, sama sobie nie wierzę!!! 
Polska wydaje mi się teraz taka odległa... Jak przez sen pamiętam: Ustka, Poznań, Warszawa, Kraków, Warszawa, Poznań, Kielce, Warszawa, Szczecin, Ustka, Gdańsk... a drogi czasem były zasypane śniegiem, a fotoradary stoją za co drugim zakrętem i zimno strasznie...
Dziekuję Wam wszystkim za pomoc podczas mojego pobytu w Polsce; jeszcze Oldze za najlepsze w świecie gofry na śniadanie; Mariuszowi za użyczenie autka, Studiu Filmowemu Tomasza Rubaja za profesjonalną i szybką obsługę, serdecznie polecam! pragnę także podziękować Oldze z Powersportu (www.powersport.pl) i braciom Pawłowi i Maciejowi z Szantymaniaka (www.szantymaniak.pl) za błyskawiczną odpowiedź na mój list z Kapsztadu.
Mamie za cierpliwość i bezwarunkową pomoc, Siostrze za tak wiele, że nie umiem tego napisać i jednocześnie proszę przyjaciół, by wybaczyli mi, że nie miałam jak się z nimi spotkać!

a dziś już zdążyłam się wykąpać, ściagnęłam materiały na komputer i teraz już zasypiam... ale ciągle pracuję... pracuję... chrrrr chrrrr chrrrr
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>