30 - 06 - 2009
Jasiek dziś rano zawitał na „Tanaszy”, pomógł mi naprawić kilka rzeczy, pozabierał również rzeczy, które były mi zbędne, a które w jego przygodzie mogą się przydać - jestem więc lżejsza... czyli co, będziemy z „Tanaszką” płynąć szybciej?? :)
 
wczoraj był sztorm w Panamie, pozrywał tonę mango z drzew, a także na kotwicowisku, gdzie stoi Jasiek, każdy jacht pociągnął swoją kotwicę, u mnie  na bojkach jedynie jeden jacht się zerwał i uderzył w drugi... wiatr o sile ponad 50 węzłów przyszedł bardzo niespodziewanie; ludzie mówią, że nie pamiętają czegoś takiego od lat.
dziś wyciągano z wody całkiem niedaleko stąd mały samolot (podobny do Cessny) – nie doleciał na lotnisko...

niedługo zobaczycie na zdjęciach dwa duże psy, które podróżują z moimi nowymi znajomymi na 42 stopowym jachcie. Wyobrażacie to sobie??? bo ja nie! szkoda, że do niektórych krajów nie mogą zapłynąć bo kwarantanna trwa zbyt długo, albo w ogóle nie wolno psom zejść na ląd (np. Wyspy Galapagos).
często pytacie mnie, co takiego magicznego jest w moim rejsie? - a no… są takie momenty, że trudno nie wierzyć w magię. Na przykład: poszukiwałam fotografa, który mógłby zrobić „Tanaszce” i jej kapitanowi jakieś fajne zdjęcia... szukałam, dzwoniłam, nawet Frank zaangażował się bardzo w poszukiwania… a na koniec, zupełnie przypadkiem, jak to ze mną bywa, poznałam Rogera i Richarda. nie dość, że ich najlepszy kolega jest zawodowym fotografem, i jak się później okazało to on właśnie zrobi moją sesję zdjęciową), to jeszcze obaj panowie mają dla mnie tyle czasu ile potrzebuję :)
Roger, wyobraźcie sobie, przyjaźnił się z Jacque’iem Mayolem (kto widział mój ulubiony film „Wielki Błękit” ten wie, że Jacque to prawdziwy „Little Francuz”). Jacque rzeczywiście posiadał umiejętność spowalniania swojego metabolizmu, bez tlenu wytrzymywał pod wodą 13 minut, o ile dobrze pamiętam...

No więc, Richard zadeklarował swoją pomoc przy naprawie elektryki, a  Roger zaproponował transport - ma do dyspozycji samochód… i na przykład zawiózł mnie do pralni, bo na sesje zdjęciową chciałam coś wyprasować, albo nawet nowego kupić… i oto wyciągam bluzkę z worka, a tam magnez z alarmem sklepowym :( no taki wstyd, w sklepie zapomnieli to ściągnąć, co prawda bluzka była na 75% przecenie, ale żeby jeszcze taki dodatkowy bonus mi dali… hm.
p.s. a raz umawiając się z kimś, kogo nigdy wcześniej na oczy nie widziałam, podałam jako „znak szczególny” długie, czarne włosy. dopiero później dotarło do mnie, że 95% kobiet tutaj ma takie właśnie włosy :)
 
 
 
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>