Sobota, 3 węzły robię. 17 00 zulu 12 50 S, 153 30 E
Raz jak poszłam na dziób, pod pokładem, żeby przynieść butelkowe zapasy wody, odkryłam, że mam w spiżarce duże pudełko ciastek. Jeszcze z Honolulu, w kształcie zwierzątek z bajki Kubusia Puchatka. Od tamtej pory też zauważyłam że często chodzę po wodę. Ale coś trzeba robić, żeby nie zasnąć. Jakiś tor wodny dla statków przecinam albo co: jeden statek, drugi statek, trzeci, czwarty, czwarty, czwarty... Ej no, czyżby wszyscy na jego mostku na raz poszli do ubikacji, a może stalowe nerwy mają. Ale ja to mięczak jestem. Zwrot, ciasno port-to-port (lewa burta do lewej). No rozjechaliby biedaczynkę! Jak już ich minęłam ocknęli się i zmienili kurs. Teraz to już by była musztarda po obiedzie waćpanie. Piąty statek, szósty....chyba nie da się spać dzisiaj. Zagryzam Kłapouchym.
Śpiwór ułożyłam sobie dziś na zewnątrz, co by komfortowo czuwać. Jakby co to tylko cyk, otwierasz oko i już widzisz co to za chmura tobą szamocze. Łatwiej też poderwać się by sprawdzić co dzieje się wokół. Łóżko pod gwiazdkami to cudna sprawa.
Na topie masztu chciał usiąść ptaszek. Taaa, już raz kiedyś taki usiadł i wykrzywił mi strzałkę co pokazuje mi kierunek wiatru (wimpel). Prosimy nie siadać! Tu się solo płynie.