Mój sąsiad Max z jachtu ‘Safina’ zawołał mnie na kolację dwa razy, ale za każdym z tych razów nie byłam na ‘Tanaszy’, więc musiałam obejść się smakiem, ale załapałam się za to na rodzynki zalewane rumem i próbkę nowo zrobionego jogurtu (patrz kilka listów niżej). zaraz po pracy nad komputerowymi mapami polało się wino i usłyszałam morskich opowieści dziwnej treści ciąg dalszy. Max robi to co ja. Jedynie z tą mała, choć zasadniczą różnicą, że jego rejs dookoła świata zajmuje mu już jedyne 20 lat.
Max przygotowuje nawigację.
Dziś na dobranoc usłyszałam o jednej z wysp archipelagu Cook’a, na której żyje zaledwie 67 osób i wszyscy pochodzą z jednego pradziada. Opowiedział mi także o pilocie kanału Sueskiego co to wypił mu z 5 litrów kawy przy okazji zjadając cały zapas cukru, i jeszcze o tym jak to musiał uciekać z Malediwów z jednym kartoflem jako zapasem świeżej żywności... albo jak płynąc rzeką zahaczył masztem o kabel wysokiego napięcia pozbawiając pobliską wioskę prądu... Może uda mi się nakłonić Max’a by od czasu do czasu do Was napisał na moim blogu bo niesamowite historie snuje. Skłaniam się przyznać, że samotni żeglarze mają to do siebie, że potrafią mówić i mówić, albo mówić dużo, ale w Jego przypadku wiele w tym dla mnie informacji o przyszłych portach, wiele wiedzy... a co by nie zostać podejrzaną o syndrom samotnej żeglarki zakończę pisanie na dzisiaj. Mówię Wam dobranoc. Idę przytulić się do podusi, która dostałam od mojej przyjaciółki Magdy i jej męża Mariusza. Podusia owa jest Barankiem. No to ‘som my dwa’ na jednym jachcie.
Dwa barany.
p.s. A wiecie, że na wyspie Pentecost mają tak zwane "nurkowanie w ziemi"? Nie wiecie. I co się głupio pytam. No wiec na tej wyspie, która jest na północ od Éfaté, z której do Was piszę (łaskawie spójrzcie do atlasu) mają tzw. landdiving - lokalną odmianę ‘bungee'. Ważne, żeby skok wykonany był w odpowiednim sezonie (cokolwiek wioskowy szaman miał przez to na myśli). Kiedyś zdarzyło się, że była tam Królowa Elżbieta II. Pod wysoką konstrukcją z pali i lian urządzono tańce. I wszystko ładnie, ale akurat pech chciał, że jeden śmiałek trafił na „niesezon”. Biedaczysko.
Landdiving