20.07.2009
miałam iść jutro, ale znowu COŚ. zawsze „coś”.
byłam przez moment w szarej rozpaczy, ale jutro będzie lepiej.
znalazłam chyba rozwiązanie problemu, choć w sumie, jak na to spojrzeć inaczej to nie jest to problem, bardziej jak... niekorzystna sytuacja. ale trzeba przecież sobie radzić, przecież jakoś być musi!
spotkałam znajomych z Kapsztadu (później spotkaliśmy się raz jeszcze na Wyspie Św. Heleny), fajnie, dostanę od nich papierowe mapy, cieszę się gdyż mapy elektroniczne Galapagos nie są dokładne. różnią się od obrazu rzeczywistego o jakieś dwa kable. Nie - żeglarzom wyjaśnię wszystko przy najbliższej nadarzającej się okazji.
pogoda zapowiada się „mokra” i „w nos” – czyli pod wiatr, mało wygodnie, ale przynajmniej bez większych wiatrów. cieszę się na wypłynięcie bardzo, a Wy koniecznie trzymajcie za mnie i "Tanaszę" kciuki.
Dostałam dużo książek na drogę od znajomych.
koty mieszkające koło pryszniców rozwaliły „stoczniowcom” radio, zrzucając je z szafki, w ramach zabawy, oczywiście.
dziś także udzieliłam wywiadu lokalnej gazecie. Eric, jej właściciel, bardzo interesujący jegomość, głównie zabawiał mnie rozmową, opowiadał szalenie ciekawie o historii Panamy. Wiele się dowiedziałam i jestem jemu za to wdzięczna, bo ileż można mówić tylko o sobie :)
dziś zakupiłam sobie nowe posłanie. nareszcie!!, od pół roku, albo i dłużej obiecywałam to sobie ilekroć budziłam się rano z bólem krzyża. do tej pory sypiałam bowiem na materacyku, który już się tak ugniótł, że właściwie nie było mowy o jakimkolwiek komforcie. potem kombinowałam sobie łoże podłogowe z małych gąbek, które z ruchem jachtu zawsze sie osuwały, a ja lądowałam kośćmi na drewnie... za to teraz sobie poszaleję. Mam dwa nowe materace, jak mi sie znudzi różowy to zamienię go z niebieskim, który będę miała pod spodem. zawsze to jakieś urozmaicenie :)
dziś będę je testować. cieszę się z nich jak dziecko. jak mało człowiekowi czasem potrzeba do szczęścia!