9 grudzień
mam tu taką własną wersję filmu "Rejs":
- „patrzę w lewo, parzę w prawo” - foka... delfin... foka... o,delfin..." , „nic się nie dzieje”
ogrzewam się kuchenką, która zresztą przestała się gibać, bo zawiasy się urwały (oba na raz). znudzona także jestem szukaniem mojego budzika. jest biały i mój koc też i zawsze się biedaczysko gdzieś zapałęta.
jedni twierdzą, że pogoda jest „ok” do piątku, inni że już w środę będzie źle... a to by oznaczało, że nieco mi zabraknie czasu, by dojść do Kapsztadu i trzeba będzie szukać schronienia. Moje oczy są wręcz „zafiksowane” na barometrze, na ukf'ce ciężko odebrać pogodę, mam jakieś zakłócenia.
Właśnie opływam Przylądek Igielny!!! Bońciu, jak się cieszę!! Nareszcie Ocean Indyjski jest za mna!!! i niech ja go długo jeszcze nie oglądam!! Tak dał mi popalić skubany...
Za przejście na Atlantyk i najbardziej wysuniętego na południe kawałka Afryki wypiłam toast jogurtem truskawkowym. Dla Neptuna cyk, dla siebie cyk, na ubranko... cholerka...
Przede mną ostatnie 120 mil, ale że płynę blisko brzegu na którym są góry to mogę spodziewać się wiatru spadowego i silnych szkwałów. Zresztą po wschodniej stronie Przylądka Dobrej Nadziei latem to podobno zawsze nieźle „duje”...
Nadzieja - piekne imię dla dziewczynki...