25 - 08 - 2009
zulu 2000, pos.: 02 45 S, 096 40 W
24.08.2009

wiatru malusio, ledwo wypełnia żagielki. ilość wyrzuconych z pokładu za burtę kalmarów - trzy. statków w nocy przepływających za rufą (w odległości 7 mil) -jeden.

 jestem 400 mil od Galapagos, jeszcze ponad 2500 do Wyspy Fatu Hiva. Ach, bo jeszcze nie wszyscy wiecie, że płynę najpierw na Markizy. A no płynę, bo nadkładam jedynie 600 mil z pierwotnie planowanej trasy na Hawaje, a będę miała lepsze warunki "wietrzne", jestem bezpieczniejsza bo większym łukiem omijam huragany panujące teraz na północnym Pacyfiku; dodatkowo nieco później będę miała lepszy kąt do przejścia kolejny raz przez równik (ile razy ja już ten równik przechodziłam… wychodzi na to, że plączę się w tę i na zad po tych oceanach, hahaha).

noc znowu była troszkę dziwna, wiatr przycichł, potem znowu się wzmocnił, ale  ale zdawało się, że wieje mi zewsząd - chwilę z jednego kierunku,  a w następnej już z innego, zresztą też tylko na chwilę. interesujące bym rzekła.
no i trochę dużo snów miałam, jak na tych kilka nocy. Sny różnej treści, czasem dziwne takie.

Raz, jak sie przebudziłam to światełko od alternatora świeciło - to od ładowania baterii. no i potem zaczęło błyskać przy kablu na alternatorze... no i się „odkruszył”. normalnie rozsypał mi się w rękach, i tak dziwię się, że tyle ze mną na morzu wytrzymał; drugi kabelek jeszcze jakoś dysze i zipie. w nocy więc wzięłam do łapki książkę z instrukcją od silnika (już jest tak wyświechtana, prawie na pamięć znam jej cały układ). znowu się naczytałam, „naumiałam” nieco i dziś postaram się naprawić. Brakuje mi tylko takich złączek, które bardzo by mi się przydały.. kurcze, no tak ich potrzebuje! ale jakoś dam radę. chyba :) 
p.s. strasznie tęsknię za Tatą.
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>