Aby dostać się z kotwicowiska na brzeg muszę wołać na ukf'ce wodną taksówkę - ostatnio jak mi się spieszyło… ale wołałam ją przez wyłączone radio, a kolejnego dnia zostawiłam radio na niewłaściwym kanale po rozmowie z innym jachtem i byłam oburzona, że taksówkarze nie odpowiadają...
czasem myślę, że na farbowaniu włosów na czarno kiedyś zbankrutuję:), potem wsiadłam do tej taksówki - to taka mała łódeczka i byłam jeszcze w szortach od piżamy i jak usiadłam na nagrzanej słońcem ławeczce to tak podskoczyłam, że o mało co nie wyleciałam za burtę...
Jasiek zbiera się do wypłynięcia, przyjęłam zaproszenie na kolację na jago pięknym jachcie. trzy lata go szykował razem ze swoim przyjacielem do podróży dookoła świata, ma pełno niesamowitych historii i pewnie mogłabym Wam je przybliżyć, gdyby nie to, że ja naprawdę staję się nieznośna i sama za dużo gadam, a może trochę za mało słucham :). ktoś poddał mi niezły pomysł, że powinnam nosić przy sobie minutnik. nastawiać go na dopuszczalne 2 minuty monologu, a potem „cyk” rozlegałby się alarm i się zamykam... to chyba pomysł godny uwagi, co myślicie?
miałam także dla Janka chrzan, bo mówił, że się stęsknił - chrzan ten przywiozłam z Polski do Kapsztadu dla Wandy, tylko, że zapomniałam go jej dać. Przepraszam Cię Wandeczko, wiedz proszę, że ktoś inny się ucieszył:)
Richard przyszedł „z rańca” naprawić moje słoneczne panele. Co za "słońce" z niego. na Św. Łucji miałam trzech elektryków, którzy nic „mądrego” nie wymyślili, a on od razu podszedł do problemu i pokazał mi rozkładający się od rdzy kabel. jak się wie, gdzie leży problem łatwiej go naprawić; ulżyło mi, bo mam przed sobą 60 dni na wodzie i licząc jedynie na silnik, żeby naładować akumulatory (a prąd jest bardzo ważny) mogłoby być mi bardzo ciężko i dlatego bardzo mnie ta perspektywa martwiła…
ściągając panel z podpórki upuściliśmy klucz francuski do wody, i co? magia przybyła z pomocą! idąc się kąpać mijałam miejsce, gdzie żeglarze zostawiają książki i rzeczy, których już nie potrzebują, a ktoś może chcieć - i oto leżał tam jakiś francuski klucz. i co Wy na to?
Hej, miałam cudownie profesjonalną sesję zdjęciową dzięki uprzejmości Alfredo - właściciela Madame Blanche i klubu nocnego. On sam gra tam na perkusji, ma także swój program radiowy i piękny magazyn poświęcony muzyce i sztuce... Niebawem będziecie mogli zobaczyć efekt jego pracy, a jak będziecie w Panamie koniecznie musicie przyjść do klubu potańczyć i wówczas znajdziecie właściciela i go od Nataszy pozdrowicie :)
http://www.madameblanche.com/
Alfredo uprzedził mnie, że moje paznokcie wymagają przygotowania do sesji - hm, ciekawe dlaczego przeszkadzał mu smar z silnika za nimi... a że nie miałam czasu kupić lakieru poprosiłam znajomego by mi jakiś wybrał no i wybrał. Bardzo różowy, ni w pięść ni w oko, by go piorun... a później malowałam te pazury w pośpiechu na kołyszącym się jachcie - to było prawdziwe wyzwanie, kilka kropel spadło na dek i o nich zapomniałam, a potem postawiłam na tym komputer. cała ja.
dziś znajomi zabrali mnie na śniadanie twierdząc, że muszę czasem coś jeść. niech im będzie. pojechaliśmy do baru mlecznego, ale po drodze zaczęłam się bardzo źle czuć, byłam słaba, zaczęłam kichać na nich i dostałam kataru. Gardełko, temperatura, te sprawy... no ładne rzeczy, jakbym teraz miała mało na głowie. Rozchorowałam się i nie miałam wyjścia – poszłam do lekarza. a wracając na jacht, po całym dniu załatwiania spraw różnych, w torbie w środku miałam wszystko począwszy od notesów, komputera, dokumentów, aparatów fotograficznych, na zakupach skończywszy; i co się zrobiło? pękł mi w niej jogurt! oszalałam normalnie :(
wymyśliłam niezły sposób na dbanie o swoją formę fizyczną - ćwiczenia. Otóż, w ramach poprawiania kondycji wystawiłam worek, który jest moim śmietnikiem na dek i za każdym razem jak muszę coś wyrzucić to robię sobie wycieczkę po schodkach w jedną i drugą stronę. No całkiem działa i jestem zadowolona ze swojego pomysłu.