Noc 8-9 listopad
215 mil od Reunion
w sumie nie taka głupia, sprawdzałam paliwko po drodze zanim się skończyło i się okazuje teraz dopiero, że tank dorobił się „cienia” – osadu, na ściance po której zawsze sprawdzałam ile mam jeszcze w tanku. Uff, czyli jest jeszcze dla mnie nadzieja, haha.
Albo nie ma wiatru, albo jest dokładniutko w nos. bosko co?
dookoła wygląda jak strefie ciszy przy równiku. nisko osadzone chmury, pobłyskuje tu i ówdzie, szkwały z deszczem, potem cisza, potem znowu w nos. Jak już powalczę i postawię żagle to bardzo nie podoba mi się mój luz na forsztagu. ajajaj. niedobrze, niechże już odkręci na wiatr z rufy, takie obijanie dziobu o fale to nic przyjemnego. ale płynę. to najważniejsze. mały progres bo prąd mnie nieco blokuje, ale jakoś idziemy.
zreszta, to nic w porównaniu przez co przechodziła Teresa Remiszewska. Czytaliście mam nadzieję jej książkę " Z goryczy soli moja radość"?. Ta kobieta to dopiero miała ciężko i dała radę. Niesamowita była. Chylę głowę. Na Kokosowych spotkałam jej rodzinę – siostrzeńca, jeśli nie kręcę powinowaceń rodzinnych. Andrzej płynie z żoną Anią pod australijską flagą na jachcie "La Boheme" w Arc Relly Race, może spotkamy się w Durbanie. Płyń Tanaszko, płyń, a ty wiaterku odkręć nieco...