18.08.2009
Galapagos
Acha, kotwica nie trzymała, i od nowa cała zabawa z wywiezieniem kotwicy.
wczoraj rano „pactor” od e-maili jeszcze działał, ale przestał, gdy go oklejałam, aby uchronic go w przyszłości przed słoną wodą. Postarałam się, żeby zajrzano więc do niego raz jeszcze, jechałam na jacht z myślą, że oto już wypłynę sobie i niestety. Oj, co za fatalne uczucie.
co robić? co robić?. Już chcę płynąć!
Porozmawiałam z” Aniołem” – Piotrem, z Medivetu. Chce zakupić dla mnie nowy... nie wiem czy prosić o przesłanie go tutaj i czekać? A może płynąć bez łączności i przesłać go od razu na Markizy?
Smutna jakaś się zrobiłam... ale Leo, z jachtu obok, zaproponował, żebym wpadła do nich na kolację. Włosi, uwielbiam ich miłość do dobrego wina i dobrej kuchni. żeberka były wyśmienite, skorzystałam też z prysznica. Poznałam psa Larę, dostałam dużo informacji na temat Markizów, otrzymałam także film do obejrzenia...
a dziś, od rana, załogant jachtu „Selah” (Marcello) naprawił mi "coś" przy uziemieniu na silniku, no i powalczyliśmy jeszcze z” pactorem”, potem pojechałam dowiedzieć się o możliwościach przesyłki. W najlepszym układzie 10 dni, plus duże cło... gryzę się z myślami. (porozmawiałabym z kimś na ten temat, ale akurat siadł mi internet).
później: czekam więc. trzeba było pozałatwiać dużo spraw, wykonać całe „mnóstwo” telefonów. Basan zabrał mnie na obiad, a także przyniósł dla mnie owoce z własnego ogródka! (melona, arbuza i papaje), zjem na kolację, już nie mogę się doczekać.