14 - 09 - 2008
07.09.2008r.
Czwarty dzień się skończył. Jak ten czas szybko mija. Samolot miałyśmy o godzinie 9:35 rano. Musiałyśmy więc wyjechać  taksówka spod hotelu około 7:00. Z Wyspy Sentosa na lotnisko w Singapurze jest jakieś 30-35 minut jazdy. Niestety tym razem jechałyśmy całą godzinę! Miałyśmy małego pecha, ponieważ natrafiłyśmy na taksówkarza, który pomylił drogę i dwa razy pokonywaliśmy tę samą trasę. Jakby tego było mało, to w Singapurze zawsze o tej porze są duże korki. Więc z tego wszystkiego musiałyśmy się śpieszyć. Na szczęście  zdążyłyśmy na czas. Ten odcinek drogi, trwający pięć godzin, pokonywałyśmy  jednym z największych samolotów na świecie: JAMBO JET 747! Było to niesamowite uczucie! Wchodząc do maszyny można było się pogubić. Miał kilka pokładów z osobnymi wejściami. Niestety, nie siedziałyśmy obok siebie z Elizą, bo nie było wolnych miejsc. Ale nie byłyśmy oddalone od siebie zbyt daleko. Ja siedziałam w rzędzie prze oknie, a Eliza w rzędzie środkowym. Muszę powiedzieć, że miałam bardzo miłe towarzystwo. Siedziała obok mnie pani ze swoim tatą. Podejrzewam, że pochodzili oni z Chin albo z Japonii. Byli bardzo sympatyczni. Z tą panią zamieniłam nawet kilka słów po angielsku. Jedyną nieprzyjemną rzeczą podczas lotu były dwie turbulencje. Muszę przyznać, że się bardzo przestraszyłam. Były one dość duże. Trzęsło samolotem i herbatą, którą właśnie w tej chwili podano. Zajrzałam przez okno i zauważyłam, że prawe skrzydło samolotu się rusza! Nie był to przyjemny widok! Pilot mówił do pasażerów przez mikrofon, że mają problem z lewym skrzydłem. Ale jak się rozglądałam po ludziach, to nie widziałam strachu na ich twarzach. Zachowywali się tak, jak od początku lotu. I to mi dodawało otuchy. Ja pierwszy raz miałam do czynienia z turbulencją, a pozostali pasażerowie musieli już mieć takie przygody za sobą i wiedzieć, że to nic groźnego. Także wszystko skończyło się dobrze. Na lotnisku w Perth powitał nas ksiądz Tomasz Bujakowski wraz ze swoimi przyjaciółmi: panią Adą i panem Markiem. W Australii jest teraz zima. Świeci słońce, ale jest chłodniej niż zwykle. Z lotniska pojechaliśmy na plebanię. Tam zjedliśmy polski obiad i odpoczęłyśmy po podróży  Ksiądz Tomasz zapoznał nas z księdzem Stanisławem, który prowadzi chór polonii, która mieszka w Australii. Wieczorem, o 19:00, odbyła się Msza Święta, na której miałam zaszczyt zaśpiewać pięć piosenek religijnych. Śpiewałam na początek Mszy, na kazanie, po komunii i na koniec Mszy dwie piosenki. To było bardzo przyjemne śpiewaś dla rodaków, którzy mieszkają na końcu świata  Po Mszy Świętej na plebanii spotkałam się z uczestnikami chóru. Była to głównie młodzież, która przeniosła się kilkanaście lat temu z Polski do Australii. Niektórzy urodzili się już na tym kontynencie i nigdy w Polsce nie byli. Po wspólnej kolacji, pojechałyśmy do przyjaciół księdza Tomasza, u których miałyśmy nocować. Pani Ada i pan Marek pokazali nam całe miasto nocą i najważniejsze jego budynki. Bylo to bardzo interesujące  I tak szybko zleciał ten dzień. A jutro nasz cel - WYSPY KOKOSOWE!!!!!
<< poprzedni post wróć do listy następny post >>